Zbiórki

Małgorzata Krzak, Kraków

Zbiórka na leczenie

Moi Drodzy, zwracam się o pomoc w zbiórce środków na leczenie. W marcu 2023 roku dowiedziałam się, że zachorowałam na raka. Po pierwszym szoku wywołanym diagnozą podjęłam walkę z chorobą. Przeszłam 2 operacje, chemioterapię i radioterapię. Mimo wielu ciężkich fizycznie i psychicznie chwil staram się żyć normalnie, nie tracąc nadziei na pełne wyzdrowienie. Lekarze zalecają mi dalsze leczenie, które polega na przyjmowaniu leku, który nie jest refundowany przez NFZ. Koszty miesięcznej kuracji są wysokie i wynoszą ponad 6.000 zł, a lekarstwo trzeba przyjmować przez 2 lata. Zwracam się do Was z prośbą o wsparcie finansowe w mojej walce o odzyskania zdrowia. Kosztowny lek jest dla mnie szansą na wyzdrowienie. Chcę żyć i cieszyć się zdrowiem, aby móc dalej pracować oraz spędzać czas z córkami, mężem i przyjaciółmi. Każde wsparcie, nawet najdrobniejsze, bardzo doceniam i serdecznie za nie dziękuję.

82 911 zł z 145 000 zł
57%
Katarzyna Gańko, borki

Choruję na nowotwór mózgu. Pomóż mi zatrzymać czas!

Mam na imię Kasia, mam 33 lata, jestem mamą samotnie wychowującą wspaniałego i kochanego chłopca, Mateuszka, który ma 8 lat. Moja choroba niszczy nam życie!!! Największym moim marzeniem jest być jak najdłużej przy synu, patrzeć jak dorasta i być spokojną o jego przyszłość. Nie chcę go wcześnie zostawić... Chcę żyć dla niego. Moja historia z chorobą zaczęła się w 2015 r. Po wstępnych badaniach usłyszałam od lekarza, że podejrzewa guza przysadki mózgowej. Pierwsza myśl, która w tym momencie przyszła mi do głowy to: "Nic takiego, zrobią mi zabieg i będzie dobrze". Rzeczywistość okazała się inna, mój świat legł w gruzach. Badania MR z kontrastem 03.2016, RM 06.2016 oraz Fusion Pet jednoznacznie wskazywały na złośliwego guza mózgu, glejaka II stopnia, umiejscowionego na narządzie mowy oraz ruchu prawej ręki i nogi. Po konsultacjach z neurochirurgami powiedziano mi, że w tym przypadku nie można przeprowadzić operacji. Zostało mi tylko robienie badań kontrolnych i czekanie na dalszy rozwój sytuacji... W maju 2020 r. dostałam nagłego ataku padaczki wraz z ogromnym obrzękiem mózgu. Przeszłam operację ratującą życie na Oddziale Neurochirurgii prof. dr hab. Mirosława Ząbka. Operacja przebiegała w wybudzeniu - dzięki tej metodzie nie powstały żadne poważne deficyty. Guz nie mógł być usunięty w całości. Jedynym problemem było mówienie, w obecnej chwili wszystko wróciło do normy. Jednak pojawiła się kolejna niespodzianka. Badanie histopatologiczne wykazało również obecność kolejnego złośliwego guza mózgu, gwiaździaka III stopnia nieoperacyjnego. Przeszłam radioterapię i chemioterapię, które okazały się bezskuteczne. W obecnej sytuacji zostało mi tylko wydłużenie czasu! Aby spowolnić postęp choroby i wydłużyć życie zalecono mi immunoterapię dwa razy w miesiącu, protonoterapię i przyjmowanie chemii do końca życia. Żadna z tych terapii nie jest dla mnie refundowana w Polsce, a na tę chwilę nie mam żadnych innych opcji leczenia. Prosić jest trudno... Niestety leczenie za granicą wiąże się z ogromnymi kosztami, a ja nie posiadam kwoty na pokrycie wszystkich wydatków. Będę bardzo wdzięczna za każde, nawet najmniejsze wsparcie. Z całego serca dziękuje wszystkim.

17 395 zł z 80 000 zł
21%
Katarzyna Kaizer, Łódź

Konsultacje, tłumaczenie i diagnostyka, a potem operacja

Witam, mam na imię Kasia. Jestem szczęśliwą mamą 9-letniej córeczki. W 2014 r. los sprawił mi psikusa i zamiast jechać na wakacje pojechałam do szpitala. Niestety, tam już zostałam. Zdiagnozowali u mnie GUZA OKOLICY SZYSZYNKI. W Zgierzu zostałam zoperowana przez wspaniałego lekarza. Mimo bardzo trudnej operacji (ze względu na umiejscowienie guza) wszystko poszło dobrze. Potrzebowałam trochę czasu, aby dojść do siebie. Było ciężko, ale nie poddałam się, walczyłam niemal każdego dnia. Chciałam wrócić do zdrowia i zacząć ponownie normalnie żyć życiem jak sprzed operacji. Z czasem zaczęłam bawić się z córką, chodzić z nią na spacery, plac zabaw. Przestałam widzieć podwójnie. Mogłam znów czytać. Zaczęłam spotykać się z przyjaciółmi. Wróciłam do pracy. Zaczęłam robić rzeczy, które może robić każda zdrowa osoba. I tak się czułam. Zapomniałam o chorobie. Niestety, ponowny rezonans magnetyczny z dnia 21/11/2018 r. wykazał w III-ej komorze masę resztkową guza oraz aktywne wodogłowie. 29/12/2018 r. wykonano endoskopową wentriculostomię III komory. Dzięki Bogu przebieg zabiegu był pomyślny. Lekarz udrożnił mi przepływy. Zostało usunięte wodogłowie, ale niestety obraz potwierdził miejscową wznowę guza, który z każdym kolejnym rezonansem rośnie. 19/03/2019 r. miałam wizytę lekarską u neurochirurga, który mnie operował w 2014 r. Lekarz zalecił zaczekać i od 06/2019 r. raz na rok robić rezonans magnetyczny w celu ustalenia przyrostu guza i dalszego leczenia. W przypadku pogorszenia stanu zdrowia niezwłocznie mam przyjechać do szpitala. Mamy 03/2022: guz z każdym rezonansem jest większy. Za chwilę kolejny rezonans i czekanie, niepewność... Strasznie się boję. Mam 9-letnią córkę i kochającego męża. Chcę dla nich żyć. Widzieć jak córka dorasta, idzie do szkoły, pracy. Wrócić do zdrowia. Zacząć żyć bez bólów głowy, strachu przed każdym kolejnym dniem. PROSZĘ O POMOC. POMÓŻ MI ZEBRAĆ PIENIĄDZE NA KOSZTOWNE WIZYTY LEKARSKIE, BADANIA, DIAGNOZĘ, DOJAZDY I OPERACJĘ. Niestety ponowne otwarcie głowy wiąże się z bardzo dużym ryzykiem. Samo umiejscowienie guza (III komora głowy - guz okolicy szyszynki) i zrosty powodują ryzyko powikłań. W Polsce nie zostałam zakwalifikowana na leczenie metodami mniej inwazyjnymi niż otwarcie głowy m.in. metodą protonową - w Krakowie, cybernożem - w Wieliszenie, ze względu na bliskość narządów sąsiadujących z guzem. Dlatego proszę o wsparcie finansowe w celu dalszego leczenia poza granicami naszego kraju. Dziękuję w imieniu moim, mojej córki i męża.

11 056 zł z 75 000 zł
14%
Joanna Maciejska-Tul, Dziergowice

Oddana pacjentom pielęgniarka teraz sama potrzebuje pomocy.

Nazywam się Joanna Maciejska-Tul. Zachorowałam mając 42 lata. Przez 24 lata pracowałam w raciborskim szpitalu na oddziale chirurgii jako pielęgniarka. Byłam pełną życia, wesołą i aktywną kobietą. Rodzina, pielęgniarstwo i muzyka to najważniejsze dziedziny mojego życia, którym poświęciłam się bezgranicznie. W 2012 roku, w rezonansie wykryto u mnie guza na głowie trzustki. Nikt nie podejrzewał wtedy, że mógłby on mieć charakter nowotworowy. W sierpniu 2013 roku, kilka tygodni po usunięciu pęcherzyka żółciowego wystąpiła u mnie żółtaczka. Trafiłam do kliniki w Katowicach, gdzie podczas operacji diagnoza zabrzmiała – nieresekcyjny rak trzustki, wielkości 10 cm z naciekami. Wykonano mi zespolenie omijające i usłyszałam: “Zostało pani trzy miesiące życia”. Cały świat mi się zawalił. Ta diagnoza pokrzyżowała wszystkie moje plany na przyszłość. Mam dwoje wspaniałych dzieci, które są dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym mojej córce nie pomóc wkraczać w dorosłe życie. Chciałabym jeszcze zatańczyć na weselu mojego syna. Doskonale zdaję sobie sprawę, jaki może być przebieg mojej choroby. Podczas wieloletniej pracy na chirurgii nie raz spotkałam się z takimi przypadkami. Pomimo, że lekarze odradzali mi chemioterapię – zaryzykowałam, nie miałam nic do stracenia. Po kilku cyklach guz się zmniejszył. W grudniu 2013 r. zakwalifikowałam się do operacji nano­nożem. W czerwcu 2014 udało się lekarzom w Katowicach usunąć guza z głową trzustki. Miesiąc później usunięto mi narząd rodny. Radość po usunięciu guza nie trwała jednak długo, bo już w styczniu 2015 r. okazało się, że mam wznowę, która nacieka na pień trzewny i tętnicę krezkową oraz przerzuty w węzłach chłonnych. Konsultowałam się z wieloma specjalistami, próbowałam skorzystać z terapii protonowej, ale niestety zostałam zdyskwalifikowana przez lekarzy w Pradze i Monachium. Trafiłam do Instytutu Onkologii w Gliwicach, gdzie przeprowadzono u mnie radioterapię i radioterapię stereotaktyczną. Przeżyłam kolejny rok, aż do stycznia 2016, kiedy znów pojawiły się przerzuty na węzłach chłonnych, tym razem szyjnych i pachowych oraz kolejna wznowa, i kolejna chemioterapia. W styczniu 2017 miałam wykonaną brachyterapię z powodu przerzutu, a obecnie jestem w trakcie kolejnej chemioterapii z powodu przerzutu na jelito grube. Statystycznie od kilku lat powinnam już nie żyć, ale mam to wielkie szczęście, że co jakiś czas pojawiają się na mojej drodze nowe rozwiązania, które przedłużają mi życie. Niestety wydatki na skomplikowane leczenie onkologiczne, wizyty lekarskie, dojazdy i leki odpornościowe przekraczają moje możliwości finansowe. Utrzymuję się jedynie z renty z powodu całkowitej niezdolności do pracy. Były momenty gorsze, kiedy to pojawiały się kolejne przerzuty i trzeba było znów intensywniej walczyć i szukać wszędzie pomocy, ale były również te momenty radości, kiedy to kolejne badania obrazowe pokazywały remisję, niestety na krótko... Co kilka miesięcy pojawiają się u mnie przerzuty. Gdy usłyszałam diagnozę wiedziałam, że umieram. Dziś wierzę w to, że uda mi się wygrać tę walkę. Jednocześnie chciałabym wspierać innych chorych i pomagać im w trudnych momentach. Muszę żyć, bo mam jeszcze kilka ważnych misji do zrealizowania. Dlatego proszę o pomoc, bo tylko dzięki Wam, darczyńcom mogę nadal cieszyć się każdym przeżytym dniem. Dziękuję Wam z całego serca za każdą przekazaną złotówkę, która może przedłużyć mi życie. Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy mnie wspierają i pomagają mi w trudnych chwilach. Pozdrawiam gorąco, Asia.

136 018 zł z 200 000 zł
68%
Monika Forysiuk, Chełm

Pomóżmy Monice

Przed chorobą pracowałam jako nauczyciel wychowania przedszkolnego. Szpiczak czyli rak wygryzł mi dziurę w lewej nodze w kości udowej, tym samym musiałam mieć operację i wstawianą endoprotezę. Niestety kuleję na tę nogę, a poruszanie się sprawia mi ból. Do tego co tydzień jadę z miejscowości Chełm do Lublina na chemię dzienną - jest to duży koszt. Samotnie wychowuję syna, który obecnie studiuje. Jest mi ciężko finansowo, dlatego zwracam się z prośbą o pomoc i wsparcie finansowe na dalsze leczenie.

5 749 zł z 70 000 zł
8%
Agnieszka Helwing, Zielona Góra

Dzielna mama potrzebuje pieniędzy na drogi lek

Hej, na koniec kwietnia 2019 roku wyczułam u siebie guzek na lewej piersi. Zamarłam. Dzieci właśnie jadły kolację i były przy mnie. Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. "Boże, jeszcze to". Córka powiedziała: "mamo spokojnie, pójdziesz do lekarza i będzie dobrze". I tak zaczęłam działać. Parę dni później byłam już na wizycie u onkologa. Mammografia nic nie wykazała. Usg potwierdziło - guz piersi naciekający. Biopsja gruboigłowa pokazała czarno na białym: nowotwór złośliwy, naciekający, Her dodatni. Następne miesiące spędziłam na kompletowaniu dokumentacji: tomograf, scyntygrafia kości, badanie genetyczne. Tyle dobrego, że jeszcze nie ma przerzutów do odległych narządów, poza węzłem wartowniczym. 10.07.2019 roku zostałam poddana pierwszej chemioterapii. W międzyczasie okazało się, że od września na listę refundacyjną wchodzi lek, który przy moim podtypie raka (Her +) może wydłużyć okres remisji choroby. Kiedy 2.10.2019 pojechałam na kolejną chemioterapię okazało się, że lek jest jeszcze niedostępny. Czyli mogę dostać wlewy, ale wg wcześniejszego schematu leczenia (nie mam szans na podwójną blokadę, a tym samym na lepsze leczenie). Poprosiłam lekarz prowadzącą i po konsultacji z Panią Ordynator wyrażono zgodę, aby poddano mnie jeszcze jednej, piątej chemii "czerwonej". Tym samym uzyskałam szansę, że już następnym razem, jak przyjadę na kolejną chemioterapię, wówczas otrzymam nowy lek. Tak też stało się. Obecnie jestem po 5 wlewach chemii "czerwonej" oraz 5 wlewach "białej". Aktualnie czekam na wyniki usg piersi, a tym samym na zabieg usunięcia zmiany w piersi. Po operacji czeka mnie jeszcze radioterapia oraz przyjmowanie leków. Jeden lek, który przyjmuje jest refundowany i po zabiegu będę przyjmować przez jeszcze 14 cykli. Niestety drugi lek (który stanowiłby podwójną blokadę, a tym samym wydłużał okres remisji choroby) niestety nie należy się. Na dzień dzisiejszy jedną fiolka 14 ml to koszt 12700,8 zł. A potrzebowałabym takich wlewów 14, jako część pełnego schematu leczenia. Niestety nie stać mnie na miesięczny wydatek kwoty rzędu 13 tys. (a potrzebuję kilkunastu takich podań, co tworzy horrendalną sumę). Jestem silną osobą. Nauczyło mnie tego życie. Chciałabym walczyć. Mam dopiero 42 lata. Mam dla kogo żyć. Mam kochającą rodzinę. Dzieciaczki. Córka Hania ma 12 lat, Adaś 8 lat. Jeszcze są za mali, aby poradzić sobie sami. Chciałabym przeprowadzić ich chociaż przez część życia. Nauczyć większej odpowiedzialność, aby na przyszłość potrafili poradzić sobie bez mamy. Poświęciłam rodzinie całe życie. Niestety mąż przez lata powoli oddalał się od nas. Na początku zeszłego roku wyprowadził się. Wrócił, kiedy dowiedział się o mojej chorobie. Jednak kolejne miesiące pokazały, że my już od dawien dawna nie mamy nic wspólnego ze sobą. Nie poradził sobie z moją chorobą. Nie potrafił zrozumieć, jak leczenie jest wykańczające. Jak chemioterapia daje popalić. Że są dni, kiedy człowiek nie jest w stanie wstać z łóżka. A ja mimo to wstaję. Szykuję dzieci do szkoły, dowożę na przystanek. Robię zakupy, obiady. Pomagam w lekcjach i ogarniam wiele innych rzeczy. I tak chcę. Chcę żyć. Chcę pomagać, chcę być mamą.

113 653 zł z 178 000 zł
63%
Anna Łukowczyk, Rybnik

Udało się - otrzymuję leczenie celowane!

Moi Drodzy, proszę nie przekazujcie darowizn. Udało mi się uzyskać leczenie celowane! Bardzo Wam wszystkim dziękuję za otrzymaną pomoc i wsparcie. Wierzę, że dobro, które mi okazaliście, powróci do Was. ------------------------------------------------------------------ Mam na imię Anna. W marcu 2020 r. usłyszałam diagnozę, której nikt z nas nie chce usłyszeć – nowotwór. A dokładnie nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Po początkowym niedowierzaniu i załamaniu przystąpiłam do działania. Nie dam się – będę walczyć. Przecież mam dla kogo żyć. Mój syn ma 14 lat. Bardzo chcę zobaczyć, jak dorasta, jak sobie radzi, zakłada rodzinę. I mam jeszcze tyle planów na życie, tyle rzeczy chcę jeszcze spróbować, zobaczyć... Szybko rozpoczęłam leczenie – plan: chemioterapia przedoperacyjna i operacja, a potem wizyty kontrolne. Myślałam: nie jest źle, za chwilę będzie po wszystkim i będę tylko sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. Życie miało jednak inny plan. Podczas chemii pojawiły się liczne powikłania, w tym zakrzepica i zatorowość płucna. Musiałam przerwać leczenie i uporać się z nimi. Dopiero w listopadzie mogłam powrócić do leczenia raka. Rozpoczęłam nową chemię - karboplatyną. Na ocenę leczenia muszę jeszcze poczekać, ale dotychczasowe badania pokazują, że reaguję na lek i jest szansa, abym był zdrowa. Aby tak się jednak stało, po zakończeniu chemioterapii mam rozpocząć przyjmowanie leku podtrzymującego. Dzięki niemu mogę uniknąć wznowy i żyć. Lek ten powinnam przyjmować już stale. Niestety koszt zakupu jednego opakowania leku to ok. 23 tys. zł. W Polsce lek jest refundowany wyłącznie pacjentkom z zaawansowanym rakiem jajnika, rakiem jajowodu lub rakiem otrzewnej, z mutacją BRCA, u których uzyskano odpowiedź na chemioterapię opartą na związkach platyny. Pacjentki takie jak ja – z rakiem piersi, pomimo tego, że mają wskazania do zastosowania tego leku i spełniają pozostałe wymagania, nie są objęte refundacją. Mam nadzieję, że sytuacja się zmieni i lek zostanie wpisany na listę leków refundowanych bez ograniczeń. Jednak dopóki tak się nie stanie, to my, chorzy musimy sfinansować cały koszt zakupu. Koszty planowanego leczenia przekraczają finansowe możliwości naszej rodziny, dlatego proszę Was o pomoc. Dzięki Wam mam szansę zakupić lek, który może uchronić mnie przed nawrotem choroby. Bardzo dziękuję za każdą pomoc, za każdy gest!

35 154 zł z 100 000 zł
35%
Aleksandra Lazar, Rydułtowy

Leczenie białaczki oraz związanych z nią skutków ubocznych

Choruję na przewlekłą białaczkę limfatyczną 4 stopnia, która transformowała do złośliwego rozlanego chłoniaka. Jestem po 10 cyklach chemii dożylnej, która nie dała efektu remisji. Nastąpił progres choroby. Choruję również poważnie na jelita, stąd inne leczenie jest wysoce ryzykowne. Od kilku lat walczę o refundację leku dla mnie i innych pacjentów (koszt leczenia 24 tys. miesięcznie), niestety bez skutku, mimo zaangażowania się w tą sprawę mediów i posłów. W tym czasie ja czekałam, a mój stan się pogarszał. Jest to lek najnowszej generacji: chemioterapia doustna, dająca ogromne szanse takim pacjentom jak ja. Jakiś temu udało mi się uzyskać lek w ramach tzw. RDTLu czyli ratunkowego dostępu do technologii lekowej. Nie wiem na jak długo, ponieważ co 3 miesiące trzeba składać wniosek o kolejną zgodę. Mam nadzieję, że wreszcie sprawa z refundacją zostanie rozwiązana pozytywnie dla takich pacjentów jak ja. Rok temu w wyniku białaczki doszło do niedokrwienia prawego oka, a co za tym idzie utraty wzroku w tym oku. Przeszłam 3 poważne operacje i długotrwałe leczenie, żeby odzyskać choć część wzroku, niestety na ten moment nieskutecznie, mimo podjętego również prywatnego leczenia w uznanych klinikach i u znakomitych lekarzy. Po leczeniu chemioterapią dożylną doszło u mnie do częściowych niedowładów i nadmiernej spastyczności obu rąk, zwłaszcza prawej, często również mam problemy z nogami i swobodnym chodzeniem. Dodatkowo mam problem z upośledzonym przepływem krwi w naczyniach krwionośnych. W związku z tym przez cały czas korzystam z rehabilitacji, żeby choć częściowo ułatwić sobie życie codzienne. Jestem pod stałą opieką neurologa, chirurga naczyniowego i rehabilitanta. Dodatkowo, w wyniku tych wszystkich trudności, ze względu na stany depresyjne i lękowe, jestem zmuszona korzystać też z pomocy psychiatry i psychoonkologa. To wszystko, co opisałam, generuje dodatkowe koszty, którym nie jestem w stanie samodzielnie podołać. Jeśli możecie mi Państwo w jakikolwiek sposób pomóc to proszę o to. Aleksandra Lazar

234 256 zł z 300 000 zł
78%
Małgorzata Kuriata, Kętrzyn

Marzę, by było jeszcze jakieś jutro...

Mam na imię Małgosia, mam 45 lat i dwóch wspaniałych synów. Życie mnie nie oszczędzało. Gdy dzieci były małe, mąż zginął w wypadku samochodowym. Kilka lat później okazało się że mam nowotwór piersi. Moja walka z rakiem rozpoczęła się osiem lat temu i wydawało mi się, że go pokonałam. Niestety w listopadzie 2019 roku choroba powróciła ze zdwojoną siłą, dając przerzuty do kręgosłupa i węzłów chłonnych. Obecnie jestem po operacji usuwania piersi oraz skomplikowanej operacji kręgosłupa. Staram się być pełna pozytywnych myśli, jednak wiem, że przede mną jeszcze długa walka, szukam każdego sposobu, bym mogła się wyleczyć i będę wdzięczna wszystkim, którzy mi pomogą . Środki pieniężne zebrane tutaj planuję przeznaczyć na bardzo potrzebną intensywną rehabilitację po operacji kręgosłupa, zakup leków, konsultacje i dojazdy. Moim marzeniem jest wyjazd do kliniki w Szwajcarii, gdzie stosuje się nowoczesne formy leczenia immunologicznego, które dałyby mi szansę na powrót do zdrowia. Jak twierdzą lekarze, terapia ta jest jedną z najlepszych form leczenia mojego typu raka, polegającą na aktywacji układu immunologicznego, który posiada naturalne mechanizmy obronności. Jak podkreślają eksperci, w niektórych przypadkach leczenie immunologiczne działa wręcz spektakularnie, a efekty utrzymują się przez wiele lat, nawet w przypadku zaawansowanych nowotworów.

93 151 zł z 160 000 zł
58%
Karolina Kornaś, Szczytniki

Każdy dzień jest… DAREM!

Cześć, mam na imię Karolina, w 2021 r. mając 38 lat, podczas karmienia piersią mojego małego synusia wyczułam zmianę w piersi, która okazała się nowotworem złośliwym piersi, tzw. potrójnie ujemnym, z przerzutem do węzłów chłonnych pachowych. Jest to agresywny rodzaj nowotworu piersi, na który w Polsce nie ma celowanego leczenia (jak w przypadku innych typów raka piersi). Pozostaje więc chemioterapia, leczenie operacyjne, radioterapia i pozostawienie dalszego losu w rękach Boga! W Stanach Zjednoczonych do leczenia raka piersi trójujemnego dopuszczono równolegle z chemioterapią leczenie biologiczne – immunoterapię lekiem pembrolizumab. Z pomocą moich najbliższych i instytucji finansowych już udało mi się pokryć koszty leczenia tym nierefundowanym w Polsce lekiem w wysokości 200 tys. zł. Pół roku po zakończeniu leczenia, w wyniku powikłań po operacji rekonstrukcji piersi, krwiaka i reoperacji oraz zastosowanej radioterapii konieczne było usunięcie implantu. Kolejna operacja spotęgowała obrzęk limfatyczny po usunięciu węzłów chłonnych. Szansą na powrót do normalnego życia jest dla mnie odroczona rekonstrukcja piersi metodą DIEP wraz przeniesieniem węzłów, jednak z uwagi na znaczny koszt, NFZ niewiele takich operacji finansuje, a czas oczekiwania obecnie wynosi ok. 6 lat! Przy rekonstrukcji zaangażowanych jest 12 lekarzy, a czas jej wykonania sięga nawet 12 godzin. Koszt takiej operacji wynosi ok. 75 tys. zł. Tym razem, mając jeszcze poprzednie zobowiązania, nie jestem w stanie udźwignąć takich kosztów prywatnie. Jeśli możesz pomóc mi zebrać środki na kontunuowanie leczenia, to ja, moja rodzina i przyjaciele, będziemy Ci bardzo wdzięczni! Pomożesz mi przetrwać ten ciężki czas!

8 060 zł z 75 000 zł
10%
Marzena Sikora, Mszana Górna

Wsparcie i pomoc w pokonaniu raka

Jestem mamą dwójki dzieci. 5 lat temu, będąc w 6 tygodniu ciąży otrzymałam diagnozę - rak piersi. Szybko podjęte leczenie, które przeszłam w trakcie ciąży, pozwoliło mi cieszyć się macierzyństwem kolejne lata. Niestety we wrześniu 2022 roku rak zaatakował powtórnie, dając przerzuty do węzłów chłonnych. Przeszłam chemioterapię, zaplanowana jest operacja, radioterapia, leczenie farmakologiczne, w tym lekiem nierefundowanym oraz rehabilitacja. Proszę o wsparcie.

82 304 zł z 150 000 zł
54%
Anna Oszywa, Solec Zdrój

Ania kontra rak - zbiórka na abemacyklib

Mam na imię Ania, mam 37 lat. Jestem żoną i mamą dwójki wspaniałych dzieci, Zuzi i Fabianka. Dwa dni przed Wigilią 2022 r. usłyszałam diagnozę - rak piersi. Od tamtej pory walczę o wyzdrowienie. Jestem po cyklach chemioterapii, operacji wycięcia guza i węzłów chłonnych. Potem była radioterapia i brachyterapia. Obecnie przyjmuję leki hormonalne, które dają różne skutki uboczne i utrudniają normalne funkcjonowanie. Zaproponowano mi leczenie nierefundowanym lekiem. Niestety nie mogę dostać go z programu lekowego, tylko muszę wykupić prywatnie. Koszt miesięcznego leczenia to ponad 12 000 zł, a cała terapia wyniesie ponad 250 000 zł. Niestety nie jestem w stanie sfinansować sobie tak drogiego leczenia, nawet z pomocą najbliższej rodziny. Proszę wszystkich ludzi dobrej woli o dobrowolne wpłaty. Każdemu z góry bardzo dziękuję za pomoc.

181 540 zł z 250 000 zł
72%