Zbiórki

Marta Małgorzata Bednarska, Elbląg

Ostatnia szansa na godne życie

Witam, Zwracam się z prośbą o wsparcie do ludzi dobrego serca, którzy mają możliwości, aby pomóc mi w ciężkiej sytuacji. Choruje na nowotwór złośliwy przewodów żółciowych wewnątrzwątrobowych z mutacją genów IDH1. Leczenie chemioterapią nie przyniosło poprawy stanu zdrowia. Przez ponad rok podawany był milek immunologiczny-Tibsovo. Na szczęście wywalczyłam refundację tego leku, niestety pozostałe lekarstwa to koszta przerastające moje możliwości z renty chorobowej. Obecnie przyjmuje chemię w tabletkach. Walczę każdymi sposobami - nie czekając na najgorsze sięgam po pomoc lekarzy z całej Polski. Konsultacje w Warszawie, Gliwicach, Gdańsku. Czekanie na całkowite wyleczenie to czekanie na cud, jednak otrzymanie kilku miesięcy więcej to moje marzenie. Całe życie pracowałam nie prosząc nikogo o pomoc, teraz wręcz błagam ludzi o wsparcie finansowe. Lekarze są zdumieni moim silnym organizmem, a ja walczę z systemem i wegetacja jaka mi została. Co z tego jak organizm walczy, a mnie nie stać na podstawowe lekarstwa. Muszę jak każdy opłacić rachunki, na lekarstwa po prostu już nie wystarcza.

17 189 zł z 50 000 zł
34%
Weronika Popielarz, Kościelec

Miałam 2 lata, gdy zachorowałam. Walczę z chorobą ponad 31 lat!

Nazywam się Weronika Popielarz, mam 33 lata, pochodzę z miejscowości Kościelec, a obecnie mieszkam w Kole, powiat kolski, województwo wielkopolskie. Od 32 lat choruję i leczę się onkologicznie. Jestem po 3 operacjach neurochirurgicznych (1993,1994,2003 r.) usunięcia złośliwego guza mózgu – wyściółczaka anaplastycznego okolicy czołowo-ciemieniowej lewej. W 1994 r. przeszłam radioterapię całej osi nerwowej (cała głowa 40.5 Gy i cały rdzeń kręgowy 25,5 Gy w 25 frakcjach). Napromieniowanie było duże. Po kolejnej wznowie guza w 2003 roku przeszłam trzecią operacje neurochirurgiczną i zostałam poddana też leczeniu onkologicznemu - chemioterapią. Po tym czasie intensywnie kontynuowałam rehabilitację oraz miałam inne zabiegi chirurgiczne usprawniające narząd ruchu, jak wydłużanie ścięgna Achillesa. W 2010 r. w kontrolnym badaniu MR głowy wykazano nieprawidłową masę o charakterze najpewniej oponiaka (być może indukowanego radioterapią w 1993,1994). Guz jest usytuowany w lewej okolicy ciemieniowej – guz przylegający do ściany bocznej tylnej części zatoki strzałkowej górnej. W badaniu MR wykazano guza o wymiarach 28x15x27,5 mm. W dniu 5.10.2011 r. zostałam poddana zabiegowi radiochirurgii stereotaktycznej Gamma Knife. Po pierwszej operacji miałam naświetlania, były one tak silne, że spowodowały wypalenie cebulek włosowych. Do chwili obecnej ponoszę konsekwencje tego, noszę perukę. Po drugiej operacji powstał uraz połowiczy prawostronny. Jestem osobą niepełnosprawną, potrzebującą ciągłej rehabilitacji. W 2017 r. po raz kolejny los odwrócił się ode mnie bezlitośnie. W badaniu MR głowy zdiagnozowano cztery guzy (oponiaki). W związku z powyższym musiałam przejść ponownie zabieg radiochirurgii stereotaktycznej - naświetlanie głowy w Klinice Allenort Gamma Knife w Warszawie. W dniu 20.12.2017 zastosowano leczenie radiochirurgią stereotaktyczną Gamma Knife trzech guzów o radiologicznych cechach oponiaków zlokalizowanych na sklepistości czołowej półkuli mózgu lewej oraz w okolicy ciemieniowej półkuli mózgu lewej. Podano dawki odpowiednio 12 Gy w jednej frakcji na izodozę referencyjną 50% na guz o objętości 0,895 cm 3 oraz 12 Gy w jednej frakcji na izodozę referencyjną 50% na guz o objętości 1,52 cm 3. Czwarty guz o cechach oponiaka namiotu móżdżku po stronie prawej o wym. 4x5x3 mm do zabiegu. Wciąż zmagam się z chorobą onkologiczną i walką o sprawność ruchową. Nieustannie walczę ze skutkami choroby, silnymi bólami głowy i kręgosłupa, bólem biodra, kości ogonowej i kolan (Chomologacja rzepki), zawrotami głowy i równowagi. Założenie subkonta w ramach Programu ONKOZBIÓRKA wiąże się dla mnie z dużą pomocą finansową: Pomogłoby mi finansować wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne. W mojej sytuacji nie mogę wyjeżdżać do sanatorium, gdyż Narodowy Fundusz Zdrowia odrzuca moje wnioski ze względu na schorzenie: leczenie onkologiczne. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie nie zawsze posiada środki, żeby dofinansować turnus rehabilitacyjny. Moim marzeniem jest dokonać przeszczepu włosów. Pokrycie kosztów dojazdów na leczenie (leczyłam i leczę się w CZMP w Łodzi; w Szpitalu Klinicznym na Spornej w Łodzi i obecnie doszła jeszcze Klinika Allenort w Warszawie). Planuję operacyjnie usprawnić rękę prawą. Chciałabym kontynuować rehabilitację ruchową.

17 185 zł z 50 000 zł
34%
Edyta Siewielec, Krzczonów

Wsparcie na leczenie nierefundowane

Nazywam sie Edyta Siewielec, mam 53 lata. Mam dwóch dorosłych synów, których wychowywałam samotnie. Opiekowałam się chorymi rodzicami: ojciec zmarł na raka płuc, a trzy lata temu po ciężkiej chorobie zmarła mama. Gdy zaczęłam spokojniej żyć, po drugiej profilaktycznej mammografii, w ciągu niepełnych trzech lat, usłyszałam diagnozę. Los postawił mnie naprzeciw nowotworowi złośliwemu piersi z przerzutem do węzłów chłonnych i śródpiersia, który z dnia na dzień niszczy moją codzienność. Ciężko dopuścić do siebie tak dramatyczną diagnozę, mimo to nie mogę się poddać. Pierwsze 6 miesięcy jest kluczowe w rozwoju choroby. Niestety rzeczywistość szpitalna nie pozwala mi wierzyć w szczęśliwy finał, dlatego korzystam z wszelkich możliwych metod. Stosuję tylko te terapie, których skuteczność potwierdzają badania naukowe, wszystko pod kontrolą lekarzy specjalistów. Mierząc siły na zamiary wspólnie z rodziną zdecydowaliśmy się prosić o pomoc. Większość z kroków w drodze do zdrowia jest nierefundowana i kosztowna: leki, badania, konsultacje, dojazdy, itp. Ogromnym wsparciem są dla mnie synowie, są dla mnie wszystkim. Chciałabym zobaczyć, jak radzą sobie w dorosłym życiu i poznać swoje wnuki. Będę wdzięczna za każdy dar serca. Modlę się, bym w przyszłości miała możliwość przekazać otrzymane dobro dalej.

6 508 zł z 40 000 zł
16%
Krystyna Skowron, Sosnowiec

Pomoc w walce z nowotworem pęcherza moczowego

Witam, mam na imię Krystyna, mam 71 lat. Przed diagnozą pracowałam w ochronie i byłam bardzo aktywną osobą. Moje całe życie toczyło się wokół pracy, bo kocham życie, kocham ludzi. W 2021 roku w lutym usłyszałam diagnozę: rak pęcherza moczowego. Mój świat się zawalił... Jedynym sposobem na pozbycie się raka była operacja usunięcia całkowicie pęcherza wraz ze wszystkim, co było wokół. W oczekiwaniu na operację przeszłam zabieg TURBT w celu potwierdzenia diagnozy. Miałam ogromne bóle z pęcherza, na które nie pomagała mi morfina. Przeszłam bardzo dużo, w tym Covid 19, ale dotrwałam do operacji, która uratowała mi życie. Mam bardzo dużą wolę walki i nigdy się nie poddaję! W maju 2021 roku przeszłam operację cystektomii radykalnej - została wyłoniona obustronnie urostomia (dwa woreczki na brzuchu). Nie mogłam mieć jednego, bo moja nerka miała zastój i była przytkana guzem (taka opcja była dla mnie najlepsza). Dojście do siebie po operacji trochę mi zajęło, ale stanęłam na nogi, po czym miałam zacząć chemioterapię, bo mój nowotwór, jak się okazało po usunięciu pęcherza, był w 4 stadium i wyszedł poza pęcherz. Niestety przyjęłam tylko jeden kurs chemioterapii, ponieważ uszkodziła mi ona nerki i leczenie przerwano. Po kontrolnym tomografie okazało się, że są miejscowe wznowy w loży pooperacyjnej pęcherza i skierowano mnie na radioterapię, niestety paliatywną, ponieważ w miejscu gdzie był pęcherz, są teraz jelita i nie można podać dawki radykalnej tylko taką, aby te zmiany nie rosły... Radioterapię zniosłam dobrze, lecz pod koniec wystąpiły wymioty, biegunka i bardzo duże osłabienie. Po 2 miesiącach od operacji zaczęła boleć mnie noga. Niestety, rak powrócił po raz kolejny ze zdwojoną siłą. Okazało się, że jest przerzut do kości piszczelowej prawej (guz w nodze 5,2 cm). Kolejna operacja - endoprotezoplastyka poresekcyjna z długim trzpieniem odbyła się 17 listopada 2021 roku. Po operacji dość długo nie chodziłam, ponad miesiąc leżałam w jednej pozycji w łóżku. Córka bardzo mi pomagała w codziennych czynnościach, ponieważ sama bym nie dała rady. Noga bardzo bolała, pocięte kości w środku, bardzo długa rana, długo gojąca się, do tej pory z martwicą brzeżną oraz porażeniem nerwu strzałkowego (opadająca stopa). Wymagam stałej rehabilitacji, ale mimo to nie poddałam się. Groziła mi amputacja nogi, a jednak ją uratowano, z czego bardzo się cieszę i walczę dalej. 24 grudnia 2021 roku zrobiłam sobie najpiękniejszy prezent - zaczęłam z pomocą rehabilitantki pomału chodzić o chodziku i w specjalnej ortezie na opadającą stopę. Przede mną jeszcze długa droga w powrocie do sprawności. Każdego dnia walczę o siebie, bo mam dla kogo żyć - dla mojej wnuczki i córki, która jest dla mnie ogromnym wsparciem. Pomaga mi we wszystkim, podaje zastrzyki, robi opatrunki, wozi na wizyty lekarskie, badania, załatwia wszystko to, z czym ja bym sobie nie poradziła. Zmienia mi urostomię co 3 dni, pomaga we wszystkich obowiązkach domowych, łącznie ze sprzątaniem, gotowaniem. Motywuje mnie i wspiera. Jestem osobą bardzo żywiołową, dlatego ta diagnoza i to że nagle musiałam odciąć się od pracy, bardzo mnie przytłoczyło, bo po prostu kocham życie, muzykę, ludzi i chcę żyć! Tak dużo już przeszłam, przez niewyobrażalne bóle i cierpienie, ale żyję, walczę o siebie i nigdy się nie poddam! Utrzymuję się z niewielkiej emerytury, która ledwo co starcza na pokrycie opłat za mieszkanie i media. Brakuje mi środków na opatrunki, leki, suplementację, odżywki, specjalistyczną żywność, zabiegi, dojazdy, terapie - wszystko co nierefundowane... Dlatego zwracam się do Państwa - ludzi o dobrym sercu - o wsparcie finansowe. Liczy się każda złotówka, bo wydatków jest bardzo dużo i bez Państwa pomocy sobie nie poradzę, a tak bardzo chcę żyć dla siebie i moich bliskich. Proszę Państwa z całego serca o pomoc i z góry ślicznie dziękuję.

1 198 zł z 35 000 zł
3%
Dorota Głowacka, Bydgoszcz

Pomóżcie moim dzieciom mieć jak najdłużej mamę!

Drodzy Państwo, przede wszystkim dziękuję, że czytacie ten tekst. Mam 44 lata i od 6 lat choruję na nowotwór piersi. Usunięto mi pierś, jestem już po chemioterapii, odrosły mi włosy, wróciłam do własnej wagi, mogę zajmować się sama dziećmi i robić wszystko to, co robiłam do tej pory, ale to koniec dobrych wiadomości. Niestety obawiam się, że wszystko co dobre, zostanie mi po raz kolejny odebrane, bo mój rak mnie chyba bardzo lubi... Mam bardzo złośliwy nowotwór, lekarze określają go jako „potrójnie negatywny”, odporny na wszelką farmakoterapię. Niestety chemioterapia, jaką przeszłam, nie jest w stanie pokonać złośliwości zdiagnozowanego u mnie nowotworu, a lekarze nie są w stanie zaoferować mi już innych metod leczenia. Znowu mam powiększone węzły chłonne, szybko rośnie ilość komórek nowotworowych we krwi, pojawiło się też jakieś podejrzane ognisko w głowie, które będzie niebawem diagnozowane. Ale ja postanowiłam nie czekać biernie, aż rak się mocno rozwinie, a szukać innych, nierefundowanych metod leczenia i zrobić wszystko, co mogę aby pokonać chorobę. Szukam nowych możliwości leczenia. Środki chciałabym przeznaczyć na konsultację u specjalistów, dojazdy do ośrodka leczenia jak i badania diagnostyczne (choroba odebrała mi też pracę, jestem na rencie, a mąż zarabia niewiele). Może dotrę też do jeszcze innych form leczenia, za które pewnie również trzeba będzie płacić. Stąd moja ogromna prośba do Państwa o pomoc, bardzo Was moi Kochani proszę o jakąkolwiek pomoc finansową. Mam dwójkę cudownych dzieci: 5-letnią Kornelkę i 10-letniego Antosia, które to kocham najbardziej na świecie. To głównie dla nich walczę o życie i to one dodają mi siły i wspierają w chorobie. Postanowiłam zrobić wszystko co możliwe, aby wychować moje dzieci i otoczyć je miłością, na którą tak zasługują. Nikomu nie życzę tego towarzyszącego mi uczucia strachu, że może nie zdążę być przy moich dzieciach, kiedy najbardziej będą mnie potrzebować, nie będę mogła przytulić, pochwalić, cieszyć się z ich radości i wspierać w problemach. Będę Państwu wdzięczna do końca życia, no i moja cała rodzina również, bo możecie sprawić, żeby moje dzieci wyrosły na szczęśliwych ludzi, mając kochającą mamę u boku.

44 713 zł z 80 000 zł
55%
Ola Matla, Poznań

Walka z rakiem piersi, podwójna blokada, operacja, rehabilitacja

Cześć, mam na imię Ola. Mam 36 lat, wspaniałą rodzinę, 4-letnią córkę Adę i męża. We wrześniu zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi HER2-dodatni, jestem w trakcie chemioimmunoterapii indukcyjnej, przed mastektomią obustronną (ze względu na mutację genetyczną) i rekonstrukcją. Zebrane fundusze przeznaczę na nierefundowaną w moim przypadku w Polsce terapię lekiem Perjeta oraz zabieg mastektomii z jednoczesną rekonstrukcją, który jest kosztowny i będzie także wiązał się z wielokilometrowymi podróżami oraz późniejszą rehabilitacją, a także na dodatkowe wydatki apteczne. Moim obecnym marzeniem jest uzyskanie 100% odpowiedzi na leczenie, bez choroby resztkowej i powrót do normalnej codzienności bez szpitali, chemii, żeby córka jak najmniej kojarzyła dzieciństwo z chorobą mamy.

37 924 zł z 73 500 zł
51%
Agnieszka Grzemska-Młodzińska, Zawoja

Terapia Agnieszki

Mamy czworo dzieci, w tym dwoje starszych (już samodzielnych) i dwoje maluchów: Władka - 11 lat i Anielę - 8 lat. Mój mąż ma chorobę Parkinsona i kilka lat temu przeszedł skomplikowany zabieg wszczepienia stymulatora DBS, co umożliwiło mu w miarę sprawne, dalsze funkcjonowanie. Z tego powodu aktualnie mój mąż nie pracuje już zawodowo, jest pod stałą kontrolą lekarską i przyjmuje na stałe leki wspomagające. Ja sama jestem nauczycielką i zajmuję się dziećmi z niepełnosprawnościami, głównie intelektualnymi. Utrzymujemy się z mojej pensji nauczycielskiej oraz renty mojego męża. Na początku listopada 2022 r. zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi z dodatkowym ogniskiem na węźle chłonnym (trójujemny rak piersi - TMBC). Dalsze badania potwierdziły ten wynik i wykazały szybki rozwój raka z tendencją do tworzenia rozgałęzień i nowych ognisk nowotworowych. Podjęto natychmiastowe leczenie w szpitalu specjalistycznym im. Rydygiera w Krakowie, gdzie 21. grudnia br. przeszłam pierwszą sesję chemioterapii. Kolejne podania chemioterapii realizowane są w cyklach co tydzień. Jak wiadomo terapia ta jest bardzo inwazyjna i wyczerpująca dla organizmu, dodatkowo mało skuteczna (na raka trójujemnego, czyli mojego, praktycznie nieskuteczna), dlatego przekierowano mnie do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, gdzie mogę otrzymać lek immunologiczny - Pembrolizumab. Jest to jedyny lek który może mi pomóc. Jednak ten lek, jak na razie, niestety nie jest refundowany - koszt wynosi ok. 14 tys. zł za dawkę. W sumie potrzebnych będzie 9 podań preparatu (na siedem już uzbierałam). Agnieszka

6 421 zł z 42 000 zł
15%
Ewa Myślińska, Zaręba

Proszę o pomoc w walce z rakiem piersi i na badania Oncompass!

Na co dzień jestem pozytywną i wesołą osobą, zawsze z uśmiechem na twarzy, u której w grudniu 2017 roku stwierdzono nieluminalnego HER2+ raka piersi lewej. Przeszłam cykl leczenia neoadiuwantowanego wg schematu 4x AC ---> 4x DXL 100 (chemia biała) wraz z trastuzumabem. Po chemii, w czerwcu 2018 roku odbyła się pełna mastektomia wraz z wycięciem węzłów chłonnych. Następnie przeszłam 5-tygodniową radioterapię w Wałbrzychu. Chemioterapię przeszłam z komplikacjami, początkowo lek zaatakował mi szpik kostny, co spowodowało utratę odporności (groziła mi sepsa) i dodatkowo musiałam brać zastrzyki w brzuch 24 h po podaniu chemii. Następnie po pierwszej dawce docetaxel dostałam uczulenia na docetaxel (DXL-chemia biała), tzw. "syndromu czerwonych stóp i rąk". Moje stopy i dłonie wyglądały, jakby popaliło je od środka, czułam mocne pieczenie i ból. Podczas chodzenia miałam wrażenie, jakbym stąpała po rozżarzonych kolcach. Po wystąpieniu uczulenia dostałam silne sterydy, zaprzestano podawania chemii i podawano mi już tylko sam trastuzumab. Dnia 29 marca 2019 roku ukończyłam leczenie "z powodzeniem", a 18 maja 2020 roku rozpoczęłam rekonstrukcję piersi i wszczepiono mi ekspander, by po wypełnieniu go płynem i rozszerzeniu skóry móc wymienić mi go na implant. Moje szczęście niestety nie trwało długo. Pojawiły się komplikacje przy rekonstrukcji. Ekspander podszedł mi pod obojczyk. Potrzebowałam kolejnej operacji wymiany ekspandera, która odbyła się 28 lipca 2020 roku. Po tej operacji miałam ustaloną wizytę kontrolną za dwa tygodnie, w ciągu których zaczęłam się czuć coraz gorzej i zaczęłam mieć duszności i szybko się męczyłam. Na wizycie okazało się, że lekarz nie wypuści mnie do domu, ponieważ dostałam odmy płucnej. Założono mi drenaż próżniowy w znieczuleniu miejscowym. Niestety znieczulenie mój organizm za szybko strawił i szybko przestało działać. Spowodowało to, że większą część zabiegu miałam bardzo bolesną. Ściągnięto mi z jamy opłucnej około 1,5 litra płynu. Trzy dni po wyjściu ze szpitala pojawiły się plamy skórne wraz ze zmianami ropnymi. Zrobiono mi biopsję. Dnia 31 sierpnia 2020 roku zgłosiłam się znowu do szpitala z podejrzeniem odmy płucnej. Miałam mieć operację wyjęcia ekspandera i zakończenia rekonstrukcji, lecz w opisie z prześwietlenia klatki piersiowej przed zabiegiem stwierdzono, że trzeba zrobić TK. Spowodowało to odroczenie operacji. 2 września 2020 roku przyszedł wynik z biopsji, który wykazał, że mam wznowę choroby. Dnia 3 września 2020 roku przeprowadzono u mnie wszczepienie portu (wkłucie centralne) i podano pierwszy cykl chemioterapii. Operacji wyciągnięcia ekspandera niestety nie będzie, ponieważ pozostałaby rozległa rana, która w dużym prawdopodobieństwie przy tej chemii, którą dostaję, nie będzie się goić, co spowodowałoby zaprzestanie chemioterapii. Lekarze ustalają, co w tej sytuacji zrobić, uwzględniając moje dobro i bezpieczeństwo, żeby nie zaprzestać podawania chemioterapii. W lutym planowałam powrót do pracy, bo już było dobrze, jednak szczęście znowu nie trwało długo, gdyż zaczęła mnie boleć głowa do takiego stopnia, że nie było dnia bym nie płakała z bólu i wyczułam zmianę w prawej piersi. W marcu, gdy byłam w szpitalu, by wziąć leki w postaci kroplówek na mojego raka, od razu zgłosiłam objawy i zlecono TK głowy. Okazało się, że mam przerzut do głowy (30 guzków mniej więcej o śr. 1,2 cm do 2,5 cm, a lekarz podejrzewał dodatkowo mikroguzków ponad 200) i prawej piersi. Podano mi sterydy na obrzęk głowy. W kwietniu po raz drugi przeszłam silną, dwutygodniową radioterapię w Wałbrzychu, tym razem na głowę. Radioterapia nie ,,wypaliła" wszystkich guzków, zostało kilkanaście z tego dwa największe mają średnicę 0,6 mm i 0.7 mm. Od kwietnia do lipca sterydy na tyle zniszczyły mi organizm, że mam małopłytkowość oraz zachorowałam na Zespół Cushinga. Objawia on się tym, że: - wystarczy, że lekko się nawet potknę i upadam, nie mam koordynacji i mam zaburzenia równowagi; - robią mi się siniaki na całym ciele (w szczególności na nogach i rękach i wygląda to tak, jakby mnie ktoś pobił); - dostawałam w kwietniu podczas radioterapii bardzo dużą dawkę sterydów, co spowodowało nadmierny apetyt i mocno przytyłam; - zaokrągliła mi się twarz i wygląda jak ,,księżyc w pełni" oraz zaokrąglił mi się brzuch i wygląda jak ,,nadmuchany balon"; - ciężej mi chodzić, ponieważ powoduje zanik mięśni kończyn dolnych i górnych; - powstały szerokie (strasznie wyglądające, nietypowe, żywoczerwone) rozstępy na brzuchu, udach, piersi, pod pachami i na ramionach; - mam nadmierne owłosienie (w szczególności na twarzy) typu męskiego; - bardzo szybko (przez ten zespół) się denerwuję i krzyczę, wszystko mi przeszkadza, mam chwiejność emocjonalną, więc dodatkowo muszę brać tabletki na uspokojenie, które na szczęście działają i jestem spokojniejsza; - mam po zjedzeniu czegokolwiek uczucie ,,pełności" brzucha, przez co też występują u mnie problemy z trawieniem i wypróżnianiem się; - miewam coraz częściej krótkotrwałe zaburzenia widzenia; - ciężko mi się skupić na robieniu jakiegoś zadania. Od połowy lipca do grudnia 2021 r. upadłam na lewą nogę (w szczególności na kolano) 5 razy, ale to były zadrapania albo zwykłe otarcia, które dłużej krwawiły przez małopłytkowość. Najgorszy był szósty upadek, dwa dni przed Wigilią w 2021 r., ponieważ zachwiałam się przez lekką dziurę na chodniku z kostki brukowej i niefortunnie upadłam na lewe kolano tak, że pierwszy raz spuchło jak balon i zsiniało na ciemnofioletowy kolor. Przestraszyłam się tym widokiem i pojechałam na SOR. Gdy mnie przyjął lekarz, zlecił mi prześwietlenie kolana, które na szczęście wykazało mocne stłuczenie, lecz to opuchnięcie oznaczało zebranie się płynu, który zazwyczaj ,,wyciągają" strzykawką i po sprawie. U mnie przez małopłytkowość i ryzyko wykrwawienia się, lekarz bał się podjąć tego zadania i zalecił mi nogę ,,trzymać" w górze, jak najmniej na nią stawać i smarować maścią oraz wypisał mii skierowanie do ortopedy. 25 stycznia 2022 r. miałam wizytę u ortopedy, który zlecił mi ponowne prześwietlenie kolana, które nie wykazało złamań, ale nadal w znacznie mniejszej ilości znajdował się płyn. Oczywiście nie podjął się usunięcia tego płynu, wypisał mi skierowanie na rehabilitację i zalecił zakup kuli ortopedycznej do codziennego chodzenia, bo to, że upadam na lewą stronę i tę nogę to nie tylko przez chorobę Zespołu Cushinga, ale także może być spowodowane przerzutem do głowy. Mimo, że mam dopiero albo aż 30 lat, to dla bezpieczeństwa swojego zakupiłam tę kulę i gdziekolwiek, czy to na spacer, czy na zakupy chodzę o kuli. Rzeczywiście pomaga, bo odkąd jej używam nie upadłam ani razu, mimo iż miałam zachwiania równowagi i bez niej pewnie bym upadła. Mam większe trudności w chodzeniu. Mało, że przez chorobę już miałam, to jeszcze przez ten nieszczęsny upadek. Ciężko mi jest wchodzić i schodzić po schodach przez ten płyn w kolanie, który jest do tej pory obecny. Dodatkowo ośmiotygodniową dojezdną rehabilitację zacznę dopiero na początku maja. Mój lekarz prowadzący zabronił mi powrotu do pracy. Musiałam się zwolnić, ponieważ świadczenie rehabilitacyjne się kończyło i musiałam przejść z Urzędu ZUS na rentę chorobową. Dostałam rentę do 31 października 2022 r. w wysokości 1300 zł, gdzie ponad połowa to opłaty i zakup lekarstw, które muszę brać codziennie, a jeść i dojechać do szpitala na badania i cotrzytygodniowe wizyty też trzeba za coś. Obecnie jeszcze wszystko podrożało i jest ciężko. Mimo, że nie mam zbytniego szczęścia w życiu, to nie poddaję się, staram się być pozytywna, doceniać to, co mam oraz walczyć ze wszystkimi przeciwnościami, jakie mi życie ,,podkłada pod nogi". Aktualnie stan choroby jest stabilny, ponieważ biorę specjalne sterydy (dexamethasone) na obrzęk głowy, a także jestem w trakcie brania leku trastuzumab emtanzyna (Kadcyla), który raz jest refundowany przez NFZ, a raz zabierają refundację, po czym znowu oddają, dlatego potrzebuję wsparcia finansowego w celu pokrycia kosztów leków, które muszę przyjmować, dojazdów do szpitali. Zbieram również na badanie ONCOMPASS, które nie jest refundowane, a koszt takiego badania to około 5000€ oraz zakup peruki, czy protezy do biustonosza imitującej pierś. Bardzo Was proszę o pomoc w tym trudnym dla mnie czasie!

14 166 zł z 50 000 zł
28%
Maria Bertholz, Toruń

Proszę o pomoc w zakupie nierefundowanego leku!

Zanim przeczytasz historię naszej mamy, poproś swoich bliskich o to, żeby się przebadali. Im szybciej nowotwór zostanie zdiagnozowany, tym szanse na wyleczenie są większe. Jeśli zauważysz na swoim ciele coś co Cię niepokoi, nie wahaj się i powiedz o tym lekarzowi. To bardzo istotne, bo dzięki takim badaniom u naszej mamy wykryto raka. Złośliwy nowotwór sutka. Nasze życie zostało wywrócone do góry nogami w maju tego roku, kiedy to usłyszeliśmy diagnozę: nowotwór złośliwy sutka - nieokreślony rak piersi lewej NSTG3, typ nieluminalny, HER 2 dodatni cT1bN0M0. Po jej usłyszeniu każdy od razu myśli o najgorszym. Tak było i w naszym przypadku. Szok, niedowierzanie i pytanie "dlaczego ona?". Dlaczego miesiąc po śmierci naszej ukochanej babci otrzymałyśmy kolejny cios?! Zamiast siedzieć i użalać się nad sobą, szybko się pozbierałyśmy i rozpoczęłyśmy walkę. Walkę o życie naszej mamy. Mama przeszła 2 operacje oszczędzające pierś. W tej chwili jest po 4-tej chemioterapii, przez którą mimo utraty włosów i ogólnego złego samopoczucia przeszła zwycięsko. Myślę sobie, że przy chemii, radioterapia to pikuś. Niestety to nie koniec złych wieści. Na ostatniej chemioterapii okazało się, że mama potrzebuje leku o nazwie Trastuzumab. Lek ten ma za zadanie zmniejszyć ryzyko wystąpienia przerzutów i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ten lek nie jest refundowany, jeśli twój rak jest stosunkowo mały. Wniosek: gdyby guz był większy (czytaj: mniejsze szanse na wyleczenie), to ten lek byłby refundowany. Ile warte jest życie naszej mamy?! Zostało wycenione na 3500 zł miesięcznie. Tyle kosztuje miesięczna terapia tym lekiem. Dodam, że mama powinna stosować ten lek przez rok, co daje nam kwotę 42 000 zł. Właśnie dlatego zwracamy się do Was z prośbą o przekazanie jakiejkolwiek kwoty na zakup leku. Jeśli nie jesteś w stanie pomóc, zrozumiem, proszę jednak o udostępnienie postu jak największej liczbie osób. Wierzę, że razem możemy zdziałać cuda. :) Ten, kto miał okazję poznać naszą mamę, wie jak ciepłą osobą jest. Uwielbia jeździć na rowerze i cieszyć się życiem. Jestem pewna, że dla każdego z Was w miarę możliwości zrobiłaby to samo. Dodam tylko, że pewnego dnia może okazać się, że to Ty możesz potrzebować pomocy. Być może będzie to twoja siostra lub mama. Życie pisze różne scenariusze. My też nie spodziewałyśmy się, że taki los nas spotka... Z góry dziękujemy za słowa wsparcia i za wszelką pomoc. Bogusia i Beata z rodziną

6 058 zł z 42 000 zł
14%
Iwona Dec, Jasionka

Zbiórka na nierefundowany lek - walka z rakiem

Nazywam się Iwona i mam 46 lat. We wrześniu 2023 roku usłyszałam diagnozę, która zmieniła moje życie. Choruję na nowotwór złośliwy piersi z naciekami i przerzutami do węzłów chłonnych o wysokim prawdopodobieństwie dalszych przerzutów. Jestem żoną i mamą. Moje życie zawsze opierało się na chęci pomocy innym, a teraz sama jej potrzebuję. Jestem w trakcie chemioterapii, a w marcu 2024 roku czeka mnie mastektomia piersi lewej wraz z węzłami. Decyzja chirurga onkologa o usunięciu drugiej piersi jest oparta na wynikach badań genetycznych (pod kątem mutacji). Następnym etapem będzie radioterapia. W związku z tym, że jestem mieszkanką Rzeszowa, to koszty dojazdów i mieszkania przez okres radioterapii i rehabilitacji w Krakowie powoli nas przerastają. Czwartym etapem będzie hormonoterapia oraz terapia podtrzymująca lekiem, który nie jest refundowany w naszym kraju przez NFZ. I stąd moja decyzja o założeniu zbiórki w fundacji i poproszeniu o pomoc. Jest to lek, który zwiększy szanse na uchronienie mnie przed dalszymi przerzutami. Lekarze proponują mi przyjmowanie go przez dwa lata, a szacowany koszt to ok. 250 tysięcy złotych. Nasz budżet, oszczędności i pomoc rodziny niestety nie wystarcza. Dlatego proszę o wsparcie. Chciałabym dać sobie szansę na dłuższe życie... Być obecna na ślubie córki, wspierać ją i doczekać wnuków. Jestem wdzięczna i dziękuję za każdą, nawet najmniejszą pomoc. Pozdrawiam, Iwona Dec

264 031 zł z 300 000 zł
88%
Lidia Spocińska, Warszawa

Pomaga innym, ale sama też potrzebuje pomocy.

Nazywam się Lidia i mam 45 lat. Od ponad 25 lat pracuję w sektorze ochrony zdrowia. Trzy lata temu zmarł mój ukochany tata na pierwotnego raka wątroby w przebiegu HCV. Mojego taty siostra już od kilku lat walczy z rakiem piersi. Za nich wszystkich czułam i czuję się odpowiedzialna. Organizowałam wizyty, jeździłam na chemię, na radioterapię, pomagałam podejmować trudne decyzje i myślałam, jakie to szczęście, że mogę to robić, że ja nie jestem chora. Poza tym praca zawodowa (zwykle w korporacjach) pochłaniała cały mój czas. Praca zawodowa tak bardzo zdominowała moje życie, że żyłam w poczuciu winy, że za mało czasu poświęcam swojej 12-letniej córce i 6-letniemu synkowi. Planowałam to zmienić, uzdrowić, pomyśleć o sobie i rodzinie. Byłam zmęczona. Nie spodziewałam się, że wszystko zmieni samo życie. W maju 2015 r. wykonałam USG u najlepszego rekomendowanego lekarza w Warszawie. Wynik: „w miejscu bolesności nie stwierdza się patologicznych zmian”. Pan dr spieszył się, pod gabinetem była kolejka. Zapłaciłam 150 zł i wyszłam zadowolona. Uf... może to jakiś poszerzony przewód mlekowy - pomyślałam i uśpiłam swoją czujność na 2 miesiące. Zaufałam renomie pana dr i to był błąd, bo po 2 miesiącach rozlany naciek w piersi był coraz większy. Wykonałam MR, potem PET CT. Diagnoza zwaliła mnie z nóg: ”Rak zrazikowy, naciekający, inwazyjny z przerzutami do węzłów i jajnika”. Minęło 3 dni, zanim odważyłam się to ujawnić. Guz miał 67 mm. Straciłam 3 miesiące, które mogą zaważyć na moim życiu. Dziękuję Panu, Panie dr za błędną diagnozę. Dzięki ludziom, z którymi współpracuję, mojemu pracodawcy wszystko poszło jak lawina: mammografia, biopsja, ostateczna diagnoza z oznaczeniem receptorów, plan leczenia: chemioterapia, zabieg radykalny, radioterapia, może ponowna chemioterapia, rehabilitacja, kolejna operacja i rekonstrukcja. To długa, mozolna, wyczerpująca droga z niewiadomym wynikiem na końcu. Mam tego pełną świadomość i boję się, co będzie dalej. Strach paraliżuje mnie, powoduje ból nie do zniesienia. Aktualnie jestem po IV cyklu chemioterapii. Teraz rozumiem ludzi, którzy bladzi i słabi snują się po korytarzach szpitala. Nigdy nie byłam po stronie proszących o pomoc. Z drugiej strony jest łatwiej. Celowane leki niestety nie są refundowane. A nawet jeśli są, to często za późno. Ja muszę żyć, bo muszę jeszcze dużo w życiu zrobić. Mam kilka misji do zrealizowania, bardzo ważnych. W wolnych chwilach pracuję jako wolontariusz, to daję mi siłę. Staram się i każdego dnia powtarzam, że nie wszystkie dni są szczęśliwe, ale dla każdego warto żyć. Pomagając, pomożecie zrealizować moje marzenie - życie, nawet gdyby miało to potrwać 5 lat. Dziękuję.

43 654 zł z 80 000 zł
54%
Małgorzata Roszczyńska, Warszawa

Proszę o wsparcie w walce z rakiem!

Dzień dobry, nazywam się Małgorzata, mam 50 lat. 31 marca tego roku zdiagnozowano u mnie nowotwór trzustki. Rozpoczęłam przyjmowanie chemii i ciężką walką o swoje życie i zdrowie. Potrzebuję Waszego wsparcia, gdyż planowane leczenie pochłonie dużo środków: konsultacje, badania, dojazdy do placówek medycznych, leki, żywienie medyczne...

38 597 zł z 75 000 zł
51%