Zbiórki

Dariusz Grunt, starachowice

Pomóżmy Darkowi wygrać walkę z nowotworem!

Wiosną 2017 roku, po licznych badaniach i poszukiwaniach postawiono mi diagnozę: nowotwór złośliwy G2, gruczolakorak śluzowy IV stadium. Brak guza pierwotnego, bardzo liczne przerzuty 1-3 mm na otrzewnej i innych narządach. Zaproponowano mi wówczas chemioterapię paliatywną i... Pół roku życia! Świat nagle się zawalił... Rozpoczęła się walka o każdy dzień życia, o każdą godzinę... Wraz z żoną poszukiwałem ratunku na stronach internetowych. Znaleźliśmy metodę chemioterapii dootrzewnowej - HIPEC, dotarliśmy do profesora, który wprowadził ją do Polski. W kwietniu 2017 roku zostałem poddany temu zabiegowi w trybie pilnym. Zabieg został wykonany komercyjnie, gdyż w ramach NFZ czas oczekiwania to 7-8 miesięcy. Z moim nowotworem nie mogę sobie pozwolić na taki długi okres. Koszty tego leczenia wraz z badaniem wycinków w Belgii to 49 000 zł. Po tym zabiegu stan mojego zdrowia uległ poprawie, markery pomału wracały do normy, co 11 dni jeździłem do szpitala na 3-dniową chemioterapię systemową. Przez kilka miesięcy było dobrze. Kolejne badania obrazowe i rosnące ponownie markery wykazały niekorzystne zmiany chorobowe. Moje "raczysko" jest bardzo rzadkim przypadkiem nowotworowym. Na dobre rozgościł się we mnie i na dodatek trudno go diagnozować... Dopiero po otwarciu brzucha widać, co się tam dzieje. W 2018 roku znów zaszła konieczność, by w trybie pilnym wykonać zabieg operacyjny: cytoredukcję połączoną z chemią dootrzewnową. Kosz takiej operacji to 32 000 zł. I jak rok temu zabieg w ramach NFZ to miesiące oczekiwań, a przy tej chorobie każdy miesiąc zwłoki to pogorszenie stanu zdrowia z wiadomym finałem. Obecnie jestem już po dwóch operacjach HIPEC oraz po dwóch leczeniach chemioterapią. Markery w lutym 2020 roku spadły do normy. Niestety od kwietnia wzrosły do takiego poziomu jak na początku leczenia. Obecnie jestem leczony chemią w tabletkach. Od 11 miesięcy markery nie spadają. Zachodzi potrzeba zmiany tabletek. W najbliższym czasie być może trzeba będzie wykonać kolejny, trzeci zabieg chirurgicznyoraz kontynuować leczenie. Obecnie w listopadzie 2023 rokuwykonałem badania w Anglii celem określenia dalszego leczenia chemią, doboru leku o największej skuteczności oraz mutacji genów nowotworowych. Jest prawdopodobne, że koszt terapii będę musiał pokryć z własnych środków, miesięcznie to ok. 12 tys. zł. Jak widać część leczenia będę musiał pokrywać z własnych środków. Nie załamuję się jednak chcę walczyć dalej, do końca... Mam tyle planów... Mam dla kogo żyć i działać społecznie. Czeka mnie długie i kosztowne leczenie. Proszę więc o pomoc, wsparcie finansowe w tej nierównej walce z "cichym zabójcą". Dzięki hojnym i często bezinteresownym Darczyńcom udało mi się w bardzo szybkim czasie uzbierać kwotę na dwie operacje, za co wszystkim bardzo serdecznie dziękuję!!! Nie spodziewałem się, że wokół mnie jest tylu przyjaciół, życzliwych i nieobojętnych na ludzką krzywdę ludzi. Niestety choroba zaczęła znowu postępować. Cały czas jestem na chemioterapii. Przez 3,5 roku brałem nowy lek w tabletkach LONSUR w ramach nowego programu lekowego. Brałem go najdłużej w Polsce. Lecz przestał działać. Aby dobrać znowu odpowiednia chemie w Angli przeprowadziłem badania, których koszy to 12 tysięcy złotych. Po przesłaniu wyników wybraliśmy najlepsza chemie, która miała zadziałać. Skutkiem uboczny po trzech seriach była neuropatia. Straciłem czucie w palcach oraz zaczęły się problem z chodzeniem. Nie ma na to leków. W kwietniu 2024 r. Profesor zaproponował kolejnego HIPEC-a. Poddałem się operacji. Niestety zabiegu nie wykonano. Po otworzeniu brzucha okazało się, że mam zbyt duże zmiany nowotworowe. Schudłem 30 kilogramów.Obecnie jestem na sztucznym odżywianiu, aby poprawić wyniki.Gdy będzie lepiej wracam do chemioterapii. Sztuczne odżywianie, które otrzymuje codziennie w kroplówce wiąże sięz dodatkowymi kosztami. Aby nie zainfekować portu w/g wskazówek lekarza który wszczepia porty od dwudziestu lat port należy płukać co miesiąc lekiem TAUROLOC. Koszt 5 ampułek to 1300 zł. Dodatkowo na nadkwasotę dostaje zastrzyk dożylnie Controlok 40. Pakier 20 zastrzyków to koszt 600 zł. Ponoszę również koszty opatrunków, bo zrobiła mi się przetoka w sumie ok. 400 zł miesięcznie. Jak widać wydatki są spore. Ale cóż zrobić ciągle jest szansa na przedłużanie życia. Bardzo bym chciał doczekać promocji syna w szkole wojskowej jesienią 2025 r.Jeszcze raz dziękuje za wpłaty.

61 733 zł z 80 000 zł
77%
Andrzej Młynarczyk, Ininka

Na leczenie i rehabilitację

Dziękuję każdemu, kto poświęcił swój cenny czas, aby udostępnić zbiórkę. Dziękuję również osobom, które postanowiły ją wesprzeć swoimi ciężko zapracowanymi pieniędzmi. Nie jest łatwo dzielić z ludźmi swoją prywatność, ale przychodzą w życiu momenty, kiedy wydaje się to nieodzowne. Pieniądze nie są w życiu najważniejsze, jednak bez nich można tylko marzyć o rehabilitacji, leczeniu i w miarę normalnym funkcjonowaniu. Urodziłem się z rozszczepem kręgosłupa piersiowego, mimo to nie stroniłem od zatrudnienia. Niestety mój stan się pogarszał. Najpierw jedna operacja kręgosłupa L-S, który nie wytrzymał, potem druga. Na co dzień ból i beznadzieja. Jednak mimo to nie poddawałem się i jakoś starałem się utrzymać rodzinę. Mam 7-letniego synka i żonę, która ma tętniaka zlokalizowanego w sercu. Kontrolny rezonans kręgosłupa wykazał, oprócz zmian kostnych, coś, co wywróciło moje życie do góry nogami, mianowicie guza zlokalizowanego na nerce. Dalsze badania potwierdziły jego obecność, klasyfikując go jako jasnokomórkowy złośliwy nowotwór nerki. Mieszkamy w osadzie leśnej, miejscu, gdzie nie dociera komunikacja, mamy też swoje lata i schorzenia. Nie chcę, aby rodzina była odcięta od świata, ja także jestem skazany na ciągłe wyjazdy do placówek medycznych. Zawsze starałem się pomagać innym, oddałem 25 litrów krwi, zarejestrowałem się jako dawca szpiku, jednak życie napisało inny scenariusz. Obydwoje mamy ponad 40 lat. Mogłoby się wydawać, że życie jeszcze przed nami, ale jakie i jak długo...?

1 620 zł z 20 000 zł
8%
Patrycja Paszylk, Turze

Walka z nowotworem szyi

Witam, mam na imię Patrycja, od 2015 r. choruję na nowotwór szyi, charakteryzujący się agresywnym wzrostem i naciekaniem na sąsiednie tkanki. Leczenie wymaga sporo czasu i wysiłku ze względu na częste wznowy miejscowe. Guz w moim przypadku jest nieoperacyjny, ponieważ oplata struktury nerwowe. Przeżyłam już jeden zabieg próby usunięcia guza, lecz nie udało się. Próbowałam leków oraz chemioterapii, ale niestety bez efektów. Ostatnią z opcji była radioterapia, lecz nie chcę się jej podjać, gdyż wysoka dawka promieniowania uszkodziłaby mój splot barkowy, a w efekcie nie mogłabym ruszać ręką. Moim celem jest zebranie pieniędzy na leczenie terapiami nierefundowanymi przez NFZ. Chce zacząć od nierefundowanego leku, którego koszt miesięczny to ok. 600 zł. Niestety nie stać mnie na to leczenie, więc zwracam się o pomoc do Państwa. Czasu jest niewiele, guz rośnie coraz bardziej i daje o sobie znać, a ból jest coraz bardziej dokuczliwy. Nie wiem co mnie czeka, mam tylko nadzieję, że w końcu będzie jakaś pozytywna reakcja na leczenie. Mój 4-letni syn chciałby jeszcze mieć matkę, a ja chcę korzystać z życia i być po prostu zdrowa. Część dalsza mojej historii... Niestety rok leczenia nierefundowanym lekiem nie poskutkował, guz dalej powoli rośnie. Być może spróbujemy jeszcze zwiększyć dawkę leku. Następne opcje leczenia również są strasznie drogie, jeden lek za około 6 000 zł miesięcznie, potem kolejny za 14 000 na 56 dni leczenia itd. aż do skutku. Trzeba próbować wszystkiego po kolei... Niepozostaje mi nic innego, jak znów prosić Was o wsparcie finansowe. Kochani, jestem Wam wdzięczna za dotychczasową pomoc, lecz przede mną jeszcze długa droga...

31 523 zł z 50 000 zł
63%
Tadeusz Jasiński, Kożuchów

Na leczenie i dojazdy do kliniki

Dzień dobry, nazywam się Genowefa Jasińska. 2 miesiące temu, u mojego męża Tadeusza zdiagnozowano złośliwy nowotwór płuc drobnokomórkowy 4 stopnia. Jest to nowotwór nieoperacyjny. Mąż ma 68 lat. Choroba została zdiagnozowana, kiedy leżał w szpitalu w Zielonej Górze, na oddziale płucnym. Zrobiony został tomograf, gdzie stwierdzono dużego guza na prawym płucu. Pobrano także wycinek z bronchoskopii, którego analiza potwierdziła raka płuca. Jesteśmy bardzo załamani. Nie stać nas na wyjazdy do kliniki do Poznania i na inne wydatki związane z leczeniem. Bardzo proszę ludzi o dobrym sercu, aby nas wspomóc, wpłacając choćby symboliczną złotówkę.

1 510 zł z 20 000 zł
7%
Halina Bieniek, Stalowa Wola

Potrzebuję wsparcia w kolejnej walce z rakiem

Dzień dobry, mam na imię Halina i w chwili obecnej walczę po raz czwarty z rakiem. Dwa poprzednie rzuty dotyczyły raka piersi, ostatnie dwa raka jajnika. Obecnie jestem przed operacją guza nowotworowego z pachwiny i przed czwartym cyklem chemioterapii. Proszę o wsparcie, ponieważ brakuje mi środków na opłacenie kosztownych badań, konsultacji i dojazdów do placówek medycznych. Dziękuję!

1 394 zł z 20 000 zł
6%
Joanna Dymowska, Marki

Operacja ręki metodą LVA i rehabilitacja

W 2013 roku dowiedziałam się o swojej chorobie. Diagnoza brzmiała - nowotwór piersi z przerzutem do węzłów chłonnych.W tym momencie zatrzymało się moje normalne życie, z całym swoim biegiem pomiędzy pracą a domem. Przeszłam 2 operacje, potem chemię i naświetlania. Po roku byłam gotowa by wrócić :-) Udało się, choć w związku z wycięciem węzłów chłonnych lewej ręki moja sprawność została ograniczona. Musiałam zrezygnować z wielu pasji, a w pracy czekała mnie niespodzianka - degradacja, odsunięcie na boczny tor. Nie poddałam się, zmieniłam pracę i nawet awansowałam. Niestety moja codzienność to konieczność ciągłej rehabilitacji (ok. 5 tys. zł rocznie) i wciąż malejąca wydolność ręki. Kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że w Polsce pojawiła się możliwość nowatorskiej operacji, że dr Daniel Maliszewski z Pomorza przeszczepia węzły chłonne i łączy naczynia limfatyczne metodą LVA. Dostałam się na konsultację, zostałam zakwalifikowana do operacji. Niestety czas oczekiwania na NFZ to 7 lat - to czas, w którym prawdopodobnie dla ręki będzie już późno. Istnieje alternatywa - operacja płatna, której koszt to 26 tys. zł. Do tego dochodzi intensywna rehabilitacja po zabiegu, dojazdy na Pomorze i pobyt tam. To wszystko może się zdarzyć za rok, jeśli tylko zgromadzę środki. Mam nadzieję, że z Waszą pomocą się uda :-) Dziękuję!!! Ps. Jestem po operacji, zwolniło się cudem 1 miejsce i udało się w końcu sierpnia. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi częściowo sfinansować ten duży wydatek, bez Wasbyłoby mi ciężko. Aktualnie jestem bez pracy, ręka wciąż potrzebuje rehabilitacji i regularnych kontroli na Pomorzu. Efekty rzeczywiste operacji będą widoczne po około roku. Będę Wam wdzięczna za dalszą pomoc i przekazanie swojego 1% :-) DZIĘKUJĘ :-)

11 343 zł z 30 000 zł
37%
Jarosław Depta, Warszawa

Zbieram środki na leczenie, szczepienia i rehabilitację

Mam na imię Jarek, mam 38 lat. Od kilku lat choruję na schorzenia hematologiczne. Początkowo zdiagnozowano u mnie małopłytkowość samoistną, a w listopadzie 2016 chłoniaka. Obecnie leczę się w szpitalu w Warszawie. Stosowane są kolejne cykle chemioterapii, które nie przynoszą oczekiwanych efektów. Prawdopodobnie konieczne będzie podjęcie leczenia za granicą z wykorzystaniem metod, które nie są stosowane w Polsce. Wiązać się to będzie z koniecznością poniesienia wysokich nakładów finansowych, których nie będę w stanie udźwignąć z własnych środków. Cenna będzie dla mnie każda pomoc. Czuję się jeszcze młodym człowiekiem, mam wspaniałą żonę, z którą mamy jeszcze wiele planów do zrealizowania. Dzięki Waszej pomocy uda mi się powrócić do zdrowia!

81 250 zł z 100 000 zł
81%
Joanna Maciejska-Tul, Dziergowice

Oddana pacjentom pielęgniarka teraz sama potrzebuje pomocy.

Nazywam się Joanna Maciejska-Tul. Zachorowałam mając 42 lata. Przez 24 lata pracowałam w raciborskim szpitalu na oddziale chirurgii jako pielęgniarka. Byłam pełną życia, wesołą i aktywną kobietą. Rodzina, pielęgniarstwo i muzyka to najważniejsze dziedziny mojego życia, którym poświęciłam się bezgranicznie. W 2012 roku, w rezonansie wykryto u mnie guza na głowie trzustki. Nikt nie podejrzewał wtedy, że mógłby on mieć charakter nowotworowy. W sierpniu 2013 roku, kilka tygodni po usunięciu pęcherzyka żółciowego wystąpiła u mnie żółtaczka. Trafiłam do kliniki w Katowicach, gdzie podczas operacji diagnoza zabrzmiała – nieresekcyjny rak trzustki, wielkości 10 cm z naciekami. Wykonano mi zespolenie omijające i usłyszałam: “Zostało pani trzy miesiące życia”. Cały świat mi się zawalił. Ta diagnoza pokrzyżowała wszystkie moje plany na przyszłość. Mam dwoje wspaniałych dzieci, które są dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym mojej córce nie pomóc wkraczać w dorosłe życie. Chciałabym jeszcze zatańczyć na weselu mojego syna. Doskonale zdaję sobie sprawę, jaki może być przebieg mojej choroby. Podczas wieloletniej pracy na chirurgii nie raz spotkałam się z takimi przypadkami. Pomimo, że lekarze odradzali mi chemioterapię – zaryzykowałam, nie miałam nic do stracenia. Po kilku cyklach Gemzaru guz się zmniejszył. W grudniu 2013 r. zakwalifikowałam się do operacji nano­nożem. W czerwcu 2014 udało się lekarzom w Katowicach usunąć guza z głową trzustki. Miesiąc później usunięto mi narząd rodny. Radość po usunięciu guza nie trwała jednak długo, bo już w styczniu 2015 r. okazało się, że mam wznowę, która nacieka na pień trzewny i tętnicę krezkową oraz przerzuty w węzłach chłonnych. Konsultowałam się z wieloma specjalistami, próbowałam skorzystać z terapii protonowej, ale niestety zostałam zdyskwalifikowana przez lekarzy w Pradze i Monachium. Trafiłam do Instytutu Onkologii w Gliwicach, gdzie przeprowadzono u mnie radioterapię i radioterapię stereotaktyczną. Przeżyłam kolejny rok, aż do stycznia 2016, kiedy znów pojawiły się przerzuty na węzłach chłonnych, tym razem szyjnych i pachowych oraz kolejna wznowa, i kolejna chemioterapia. W styczniu 2017 miałam wykonaną brachyterapię z powodu przerzutu, a obecnie jestem w trakcie kolejnej chemioterapii z powodu przerzutu na jelito grube. Statystycznie od kilku lat powinnam już nie żyć, ale mam to wielkie szczęście, że co jakiś czas pojawiają się na mojej drodze nowe rozwiązania, które przedłużają mi życie. Niestety wydatki na skomplikowane leczenie onkologiczne, wizyty lekarskie, dojazdy i leki odpornościowe przekraczają moje możliwości finansowe. Utrzymuję się jedynie z renty z powodu całkowitej niezdolności do pracy. Były momenty gorsze, kiedy to pojawiały się kolejne przerzuty i trzeba było znów intensywniej walczyć i szukać wszędzie pomocy, ale były również te momenty radości, kiedy to kolejne badania obrazowe pokazywały remisję, niestety na krótko... Co kilka miesięcy pojawiają się u mnie przerzuty. Gdy usłyszałam diagnozę wiedziałam, że umieram. Dziś wierzę w to, że uda mi się wygrać tę walkę. Jednocześnie chciałabym wspierać innych chorych i pomagać im w trudnych momentach. Muszę żyć, bo mam jeszcze kilka ważnych misji do zrealizowania. Dlatego proszę o pomoc, bo tylko dzięki Wam, darczyńcom mogę nadal cieszyć się każdym przeżytym dniem. Dziękuję Wam z całego serca za każdą przekazaną złotówkę, która może przedłużyć mi życie. Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy mnie wspierają i pomagają mi w trudnych chwilach. Pozdrawiam gorąco, Asia.

131 018 zł z 150 000 zł
87%
Aneta Łukasiewicz, Podbrzezie Dolne

Aneta chce żyć dla swojej dorastającej córki.

Witam wszystkich, mam na imię Aneta i do niedawna byłam jak każdy z Was. Pracowałam w firmie imimo natłoku obowiązków, kiedy ktoś potrzebował pomocy, nie odmawiałam. Jestem osobą pełną życia, energii, planów na daleką przyszłość, twardo stąpająca po ziemi i miałam nieodparte wrażenie, że panuję nad swoim życiem. W ciągu jednej nocy, 16 października, świat runął jak domek z kart. Podejrzewałam od dawna, że coś jest nie tak. W 2014 roku miałam wycięcie nowotworu nabłonkowego na twarzy z prawej strony, ale nie był złośliwy. Lekarze powiedzieli, że to nic takiego. Później, w 2015 przeszłam zapalenie węzłów i wycięcie guzka z prawej strony w szyi. Mimo operacji stan zapalny utrzymywał się. Po chwili spokoju od października 2015 do czerwca 2016, z powrotem zaczął się stan zapalny. Aż tu nagle w nocy 16 października ogromny ból głowy. Jestem wytrzymała, ale on mnie pokonał. Mąż zawiózł mnie do szpitala. Okazało się, że ciśnienie mam wysokie - 200/130. Lekarze po wykonaniu TK podejrzewali tętniaka. Zadecydowano, by pozostawić mnie na oddziale i zrobić rezonans. Po wykonaniu badania okazało się, że to guz mózgu z prawej strony płata czołowo-skroniowego. Od momentu otrzymania opisu pani ordynator zaczęła szukać lekarza, który podejmie się operacji lub biopsji. Doktor z Zielonej Góry podjął się operacji. Guza wycięto w całości. Po dokonaniu badań przyszedł czas na diagnozę. Dzięki ogromnemu wsparciu przyjaciół, rodziny i pracodawców postanowiłam się nie podawać i żyć normalnie. Gdy przeczytałam diagnozę - Astrocytoma anaplasticum III stopień złośliwości, świat mi się zawalił. Mam trzynastoletnią córkę, chciałabym zobaczyć jak dorasta, jak idzie na studia, staje na ślubnym kobiercu i tu mi się przypomina tekst mojego dobrego znajomego: ”powiedz lekarzowi, że ty masz termin...'' Zawsze miałam wszystko poukładane kilkanaście miesięcy do przodu. W jednej chwili kompletnie się załamałam. Nie zobaczę tego wszystkiego, choć jestem bardzo silna. Niejedno w życiu przeszłam, między innymi chorobę i leczenie farmakologiczne męża na zapalenie wątroby B,C. Leczenie się powiodło, wygrał swoją walkę o życie, chociaż ta choroba nie wiązała się z tak wysokimi kosztami. Jestem silna i w drugiej dobie po operacji już chodziłam, na trzeci dzień nie potrzebowałam leków przeciwbólowych, ale ta walka jest nierówna. Guz może wszystko, a ja nic. Czekam na przyjęcie do szpitala na 6 tygodni - podanie chemii i radioterapii. Od tego jak poradzi sobie mój organizm zależy, czy będę mogła uczestniczyć w kolacji wigilijnej. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Chcę wykorzystać każdą szansę na zatrzymanie guza, także z wykorzystaniem metod i leków niedostępnych w Polsce. Moja Rodzina i Przyjaciele bardzo nam pomagają, jednak niestandardowe terapie są dla nas nieosiągalne finansowo. Życie bardzo się zmienia w zderzeniu z tak straszną chorobą, podobnie człowiek - nie jest łatwo wytrwać w pozytywnym nastawieniu, mając świadomość uciekających dni. Bardzo chcę spędzić kolejne Święta z rodziną i patrzeć jak dorasta moja córka.

30 924 zł z 50 000 zł
61%
Beata Jac, Szczecin

Czas ucieka bezlitośnie... Pomoc w walce z rakiem jajnika bardzo potrzebna.

14 maja 2019 dowiedziałam się o swojej chorobie i świat runął w gruzach. Myślałam, że to będzie najlepszy rok w moim życiu, poznałam wspaniałego człowieka i nagle tyle planów... Nie wiedziałam, że w moim wieku może istnieć jeszcze miłość... Przez sekundę byłam naprawdę szczęśliwa. Chcę walczyć, ale czuję się zagubiona i bezradna. Nagle pojawiło się tyle przeszkód i zostałam bez środków do życia. Potrzebuję konsultacji dobrego specjalisty, leków, dostosowania pomieszczenia do godnych warunków życia. Chcę jeszcze zaznać choć chwili szczęścia. Mam nadzieję, że na mojej drodze znajdą się ludzie-anioły.

480 zł z 20 000 zł
2%
Jerzy Piechowski, Łódź

Walka z rakiem płuc mojego męża

Moje imię to Jurek i mam 63 lata. W maju 2023 r. okazało się, że mam raka płuc drobnokomórkowego i nieoperacyjnego. Przyjmuję chemię i nie jestem w stanie na chwilę obecną przejść nawet do toalety. Całymi dniami wymiotuję, a nim dojdę do siebie, nadchodzi kolejny termin wizyty w szpitalu i kolejna dawka chemii. Moja żona również choruje. Ma ciężką astmę. W tej chwili to ja powinienem być jej opoką, a nie odwrotnie. Do tej pory straciłem prawie 30 kg. Największy problem jest w tym, że do końca 2023 r. mam umowę o pracę i nie zostanie ona przedłużona. Zasiłek chorobowy zakończył się we wrześniu 2023 r. Nie posiadam praw emerytalno-rentowych i odmówiono mi zasiłku rehabilitacyjnego. Ponoszę dodatkowe koszty na dojazdy na chemioterapię, ponieważ mój stan zdrowia nie pozwala mi na samodzielne funkcjonowanie. Leczenie onkologiczne oraz leczenie jego skutków ubocznych jest bardzo kosztowne. Żadne pieniądze nie zwrócą mi zdrowia, ale pomogą mi w walce z nowotworem.

432 zł z 20 000 zł
2%
Danuta Karpinska, Strzegom

Potrójnie ujemny rak piersi z przerzutami do kości i płuc

Na nowotwór złośliwy prawej piersi zachorowałam w lutym 2020 roku. Przeszłam leczenie przedoperacyjne i chemioterapię. 8 grudnia 2020 roku miałam operację wycięciaguza. Niestety wmaju 2022 roku okazało się, że nastąpiła progresja choroby. Rak przerzucił się na lewą pierś. Diagnoza: rak piersi potrójnie ujemny. Przeszłam cykl chemii i radioterapii. W sierpniu2023 roku stwierdzono, że mam przerzuty na kości i płuca. Pilnie potrzebuję konsultacji z pulmonologiem, ginekologiem i onkologiem. Organizm mam już tak wycieńczony, że mam problemy zdrowotne z nadciśnieniem, cukrzycą, z sercem, tarczycą i nerkami. Ostatnio mam też kłopoty ze wzrokiem, obraz mam zamglony i widzę podwójnie. Stwierdzono u mnie anemię. Badania muszę zrobić prywatnie, ponieważ na NFZ nie ma możliwości wykonania ich wcześniej, a niestety czasu mam coraz mniej. Oszczędności, które miałam, już mi się wyczerpały. Jestem wdową na emeryturze i nie stać mnie już na tak wysokie koszta leczenia. Zwracam się z ogromną prośbą do Was o wsparcie i pomoc w leczeniu. Zebrane środki przeznaczę przede wszystkim na dojazdy do placówek medycznych, wizyty u lekarzy specjalistów oraz codzienne wydatki związane z leczeniem. Bardzo dziękuję Państwu zapomoc, jednocześnie zwracam się z prośbą o wszelkie informacje odnośnie leczenia. Może polecicie mi Państwo leki, terapie, które pomogłyby mi walczyć z chorobą. Chętnie nawiążę kontakt z osobami, które tak jak ja zmagają się z ciężkim przeciwnikiem. Bardzo dziękuję za okazane wsparcie i każdą złotówkę.

378 zł z 20 000 zł
1%