Potrzebuję pieniędzy na rehabilitację ręki
Monika Dembek, Warszawa,
numer zbiórki: 110617
Dziennik
Kwota zbiórki na moje leczenie wzrosła ponieważ krótko po operacji usłyszałam od pana profesora: "Pani Moniko, musimy jeszcze zrobić porządek z lewą piersią, aby choroba nie powróciła, ponieważ pani nowotwór to taki cichacz" :( Pomóżcie mi proszę znudzić się zwykłym spokojnym życiem, które nigdy jeszcze nie smakowało mi jak teraz.
Jednak dużo trudniej przychodziło mi proszenie o pomoc. To było dla mnie strasznie trudne. Post z fundacji Alivia udostępniła moja przyjaciółka, bardzo dobry człowiek Katka Urbanova, później następni udostępniali... ❤️
I co się okazuje?
A to, że wokół jest mnóstwo Dobrych Ludzi. Gdybym naprawdę nie potrzebowała Waszej pomocy, pewnie nie zauważyłabym, jak wiele jest uśpionego dobra wokół nas. Samemu się po prostu nie da. Choćbym się skichała.
Kochani, daliście mi przekonanie, że dam radę.
"Prawie nie ma rzeczy niemożliwych " albo "Prawie wszystko jest możliwe" ...
Cały czas miałam i mam wokół siebie ludzi, którzy mnie wspierają... W każdej chorobie wiele rzeczy przerasta, ale przez to, że jesteśmy grupą, to wszystko jest możliwe. W pojedynkę jest to trudne lub nawet niemożliwe w realizacji. Ja mam wielkie szczęście do ludzi ♥️
Kochani, codziennie poznaję nowe kobiety, które przechodzą to co ja lub dopiero wchodzą na tę drogę. Rozmawiają, piszą o problemach tej cholernej choroby. Ale to, co mnie teraz spotkało w klinice, dało mi wiele nowych emocji, niekoniecznie tych "radosnych". Profesor poprosił, abym porozmawiała z młodą kobietą. Ja byłam krótko po operacji... Stanęła przy moim łóżku dziewczyna Monika i jej mama (urocza, ciepła kobieta pełna pokory). Monika miała 16 lat jak zachorowała, przeszła 30 operacji na ten sam paszkwil co ja. Dziś ma 32 lata, 9-miesięczne dziecko i nawrót choroby. Monika przyszła mnie poznać jako babkę, której udało się założyć zbiórkę i zbierać na trudne leczenie. Ta choroba uczy dzielić się choćby okruchem siły...
Moje leczenie trwa.
Dziękuję Wam ❤️❤️❤️
Opis zbiórki
Zaskoczył mnie w 42. roku życia. Nie pomyślałam "Dlaczego ja?!"... Życie...
Pamiętam to jak dziś, jestem w pociągu i telefon. W słuchawce usłyszałam: "Mamy wynik biopsji. Rak. Sutka. Złośliwy". Sto myśli na minutę, ile pożyję, co z synem, jak ja to powiem (ja zawsze taka zdrowa). Przyjęłam to na klatę, musiałam, mam dla kogo walczyć. Kolejne wyzwanie w moim życiu, któremu trzeba stawić odważnie czoła.
Następnego dnia spotkanie z lekarzem, konsylium, a tam informacja o przerzutach w węzłach chłonnych. Szybka decyzja - chemia, operacja, radioterapia. Leczenie trwało od 2.06.2016 do lutego 2017.
Małe wyniszczenie organizmu od środka, ale byłam dzielna (przy wsparciu innych)! Wtedy, tak jak i teraz, pracuję zawodowo jako manager w klubie sportowym, gdzie prowadzę akademię dla dzieci (mój mały osobisty bank energii, tak potrzebnej w tej sytuacji).
Minął już rok mojej mozolnej walki z rakiem, nie wygrałam, ale nie składam broni!
Jestem już na kolejnym etapie - po operacji muszę mieć sprawna rękę! Codziennej rehabilitacji potrzebuje jak "wody ", wiąże się to jednak z dużymi kosztami. Kwota zbiórki na moje leczenie wzrosła, ponieważ krótko po operacji usłyszałam od pana profesora, że przede mną profilaktyczna, znów nierefundowana, operacja lewej piersi..
Cieszę się każdą chwilą, doceniam rzeczy, które kiedyś wydawały mi się błahe. Chciałabym, jak najdłużej mieć taką możliwość.
Niestety cały 2017 rok to walka: najpierw operacja oszczędzająca, następnie usunięcie całej piersi prawej + uszkodzona ręka przez brak węzłów. Mam mutację genetyczną BRCA1, która jest właśnie potrójnie negatywna jak mój nowotwór, który został wykryty w piersi prawej i węzłach pachowych. Dlatego następnie profesor z Gdańska usuwa lewą pierś mówiąc: "Pani Moniko, musimy jeszcze zrobić porządek z lewa piersią, aby choroba nie powróciła, ponieważ pani nowotwór to taki "cichacz" :(
Jestem po mastektomii piersi lewej wraz z rekonstrukcją jednoczasową. Po tygodniu wdaje się infekcja i jestem w czasie 4 miesięcy po 2 nieudanych próbach rekonstrukcji. Budzę się bez piersi... i mam informację: "Pani Moniko, nie udało się... Poczeka pani 6 miesięcy i postaram się zoperować". W 2018 jestem po szczęśliwej rekonstrukcji.
Kiedy sądziłam, że wszystko już za mną, moja ręka miała odmienne zdanie. Ręka nie mieściła się w żadną bluzkę, była opuchnięta, nie można było wykonywać nią żadnych ruchów. To były kolejne tygodnie walki z chorobą i z własnym ciałem. Pojechałam do Słupska, tam byłam czwartą w Polsce pacjentką, u której przeprowadzono operację rekonstrukcji dróg chłonnych. Następnie długie miesiące rehabilitacji i już do końca tak będzie...
Mam mutację skutkująca znacznie zwiększonym ryzykiem wystąpienia również raka jajnika i czekam tylko na informację od doktora: „Musimy, pani Moniko, usuwać".
Rak trójnegatywny ma większą skłonność do nawrotów z szybkim wystąpieniem przerzutów, np. do kości, ośrodkowego układu nerwowego czy płuc. Ze względu na fakt, że potrójnie ujemny rak piersi rozsiewa się przede wszystkim drogą naczyń krwionośnych, trwają badania nad lekami, które miałaby na celu ograniczenie tworzenia się naczyń w obrębie guza, ale na razie nie zostały one jeszcze ujęte w standardach leczenia.
Słowa wsparcia