Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.
Dominik Szafrański, Katowice,
numer zbiórki: 110339
Dziennik
Po kontrolnym rezonansie z dnia 25 sierpnia potwierdziły się nasze obawy. Wynik jednoznacznie wskazuje na progresję guza, co więcej uzłośliwia się, przez co jego ekspansja jest znacznie postępująca.
My musimy być szybsi, musimy podjąć wielką bitwę. Aktualnie zmuszeni jesteśmy szukać metody, która dawałaby nam najwięcej szans na wygraną.
Wielką nadzieją jest terapia immunologiczna, która polega na stworzeniu indywidualnie dla pacjenta szczepionki na zamówienie, biorąc pod uwagę materiał nowotworu pacjenta. Szczepionka składa się z autologicznych komórek dendrytycznych obciążonych autologicznymi antygenami nowotworowymi. Poprzez serię szczepień układ immunologiczny pacjenta jest tak nakierowany, aby rozpoznać i atakować antygeny guza nowotworu. Po długim okresie badań terapie immunologiczne wykazują obecnie lepsze wyniki od standardowych terapii dostępnych w naszym kraju (chemioterapia i radioterapia).
Klinika, w której przeprowadzane jest leczenie znajduje się w Kolonii w Niemczech. Stanowi to niemałą przeszkodę. Jednak największą przeszkodą jest wysoki koszt leczenia, około 70 000 EUR.
Z wielką nadzieją i determinacją do walki zmuszeni jesteśmy zwiększyć cel zbiórki, dlatego w imieniu Dominika i całej rodziny prosimy o wsparcie.
Szczegółowe informacje na temat kosztów leczenia oraz Kliniki oraz metody leczenia immunologicznego dostępne są na stronach:
https://drive.google.com/file/d/0BwkYPW7vt5ABUHFfZ3B4ZWd3M2c/view
http://www.iozk.de/en/start/home
Opis zbiórki
Glejak (fachowo Astrocytoma II/III), to coś, z czym zmagam się od 2013 roku... i tak się załamał cały świat, plany, marzenia...
Do czasu rozpoznania toczyliśmy wspaniałe życie z moją kochającą towarzyszką Moniką, którą obdarzyłem miłością prawie dziesięć lat temu. To Ona w szóstym miesiącu ciąży udźwignęła tę wiadomość otaczając mnie opieką i ogromnym wsparciem.
Szybko od rozpoznania przeszedłem pierwszą operację częściowego usunięcia guza (10%), z której wyszedłem bez większego szwanku. Jednak jego szybki progres zmusił mnie do poddania się drugiej operacji, która była ostateczną i radykalną. Tutaj usunięto 50%, jednak w gratisie otrzymałem całkowity niedowład prawej części ciała, znaczne problemy z mową i tę straszną padaczkę.
Nasz synuś Aleksander miał wówczas już 1,5 roku i niestety zerowe zyski z tatusia. To On, jego uśmiech zmotywował mnie do ciężkiej pracy nad swoją fizycznością, pragnąłem nosić go na rękach, chodzić na spacery... Już nie wybiegałem swoją wyobraźnią tak daleko, żeby móc grać z nim w piłkę, czy jeździć na rowerze. Miewam te nieszczęsne ataki padaczki, każdy z nich w obecności mojej żony i malutkiego Olka. Pocieszeniem jest fakt, że wyłączam się całkowicie i nic nie pamiętam, natomiast dołujące jest to, że Monia nie zapomni tego do końca życia. Budzę się w szpitalu i to przytłacza mnie najbardziej, to ataki powodują u mnie problemy wręcz psychiczne, lęki przed najgorszym.
Ogromny czas pracy, wysiłek pozwolił mi w części zrealizować swoje nowe marzenia. Aktualnie chodzę, chociaż ciężko mi. Cieszę się, bo mogę przy sobie wykonywać podstawowe czynności, ręka średnio działa, brakuje mi chwytu, nad czym staram się sam pracować...
Czuję, że tylko profesjonalna rehabilitacja pomoże mi wygrać z czasem, bo zdaję sobie sprawę z bomby zegarowej jaka w mojej głowie siedzi. Mam 32 lata, z wykształcenia Inżynier, mam kochającą żonę i wspaniałego synka. Może uda mi się wybrać na rodzinną wycieczkę rowerową - kto ma takie marzenia?
Słowa wsparcia