Zbiórki

Tomasz Gapsa, Marki

Tomasz zbiera na dalsze leczenie i rehabilitację

Drodzy, Tomasz, mój partner i najlepszy przyjaciel ma 52 lata, dwóch synów i kota. Jego pasją jest muzyka, kino i dobra literatura. Lubi gotować, jeździć na rowerze, a zimą na nartach. 4 września 2018 r. po ataku padaczki trafił do szpitala bródnowskiego, gdzie po miesiącu oczekiwania przeszedł operację, w trakcie której udało się usunąć guza w 98%. Dwa tygodnie po operacji otrzymaliśmy wyniki histopatologiczne: glejak wielopostaciowy IV stopnia. Aktualnie czekamy na termin radio i chemioterapii. Już dziś wiemy, że standardowe leczenie w Polsce kończy się na radio i chemioterapii. Nie daje to szansy na pozbycie się GBM IV. Guz w każdej chwili może odrosnąć. Przed nami długie, wycieńczające leczenie i nierówna walka z glejakiem. Na świecie są dostępne alternatywne, komercyjne metody leczenia GBM-IV, które są niezwykle kosztowne. Każda z nich jest połączona z chemioterapią. Rozważamy zastosowanie jednej z poniższych metod i już dziś zbieramy środki pozwalające na uratowanie życia Tomka. Dodatkowe koszty to leki, dojazdy, konsultacje lekarskie. Rozważamy: 1. Protonoterapię w Monachium – koszt ok 30 tys. EURO, czas trwania ok. miesiąca; link do strony: http://www.rptc.pl/rptc-centrum.html 2. Terapię Nanotherm firmy Magforce w Berlinie - koszt wynosi 60 tys. EURO, czas trwania ok. 6 miesięcy; link do niemieckiej strony: http://www.magforce.de/home.html 3. Amerykańską metodę leczenia Optune firmy Novocure, której można się podjąć w Berlinie - koszt 20 tys. EURO za miesiąc, czas trwania terapii wynosi 6 miesięcy; link do amerykańskiej strony: https://www.optune.com/ 4. Terapię immunologiczną dostępną w IOZK w Kolonii - koszt wynosi 60 tys. EURO, czas trwania ok. 6 miesięcy; link do angielskiej strony: http://www.iozk.de/en/start/home Chcemy wykorzystać każdą szansę na zatrzymanie glejaka, także z wykorzystaniem metod i leków niedostępnych w Polsce. Dzięki Waszej pomocy będziemy mogli dalej walczyć z nowotworem i cieszyć się każdym dniem bez choroby. Dziękuję.

210 911 zł z 250 000 zł
84%
Anna Bronowicz, Łomża

Środki na badania i dojazdy na chemioterapię

Witam. Mam na imię Anna. Od półtora roku choruję na nowotwór piersi. Dotychczasowe leczenie nie było w pełni skuteczne, muszę więc rozpocząć nowy etap leczenia nierefundowanym lekiem Kadycla. Mieszkam na pięknym Podlasiu, w Łomży nad Narwią. Zanim zachorowałam, zajmowałam się leczeniem innych osób, pracując jako nefrolog na oddziale nefrologicznym ze stacją dializ. Dyżurowałam również na oddziale onkologicznym, więc problemy osób cierpiących na nowotwory nigdy nie były mi obce. Oprócz pracy w szpitalu zajmowałam się również nauczaniem studentów pielęgniarstwa i dietetyki, kontakty ze wspaniałą młodzieżą również dawały mi wiele satysfakcji. Obecnie z powodu choroby nie mogę wykonywać pracy szpitalnej ani dydaktycznej, a bardzo mi tego brakuje. W wolnym czasie zajmuję się muzyką klasyczną, grając na fortepianie i śpiewając w chórach. Miałam wielką przyjemność brać udział w koncertach dla chorych w Centrum Onkologii w Szczecinie w 2015 i 2016 roku. Wielkim wsparciem w chorobie jest dla mnie moja mama oraz moja przybrana córeczka Ewelinka, aktualnie mieszkająca w domu dziecka na Litwie, którą chciałabym adoptować, ale niestety choroba chwilowo stoi temu na przeszkodzie. Mam nadzieję, że przy Waszym wsparciu będę mogła wyzdrowieć, aby móc stworzyć wspaniały dom dla osieroconego dziecka i móc nadal pomagać ludziom bardziej chorym ode mnie. Liczę na Wasze wsparcie, bo jest ono potrzebne nie tylko mnie.

46 954 zł z 58 000 zł
80%
Zofia Kalka, Racibórz

Lekarstwa, konsultacje medyczne, badania nierefundowane przez NFZ

Gdy z początkiem 2018 roku czułam się coraz słabsza, myślałam, że to słabość, która przychodzi z wiekiem. Do tego doszły inne dolegliwości, których przyczyn ciągle szukałam. Dopiero USG przyniosło niepokojące informacje. Wtedy wszystko nabrało rozpędu. Kolejne badania, operacja, wyniki z histopatologii i diagnoza - rak złośliwy jajnika. Byłam załamana, lecz mój mąż, dzieci i wnuczki dodawały mi siły i otuchy. Pierwszą chemię zaczęłam brać 8 października 2018 roku. Dokładnie 9 lat po tym, jak moje wnuczka Wiktoria zaczęła chemioterapię. Wiktoria wygrała walkę z ostrą białaczką limfoblastyczną. Teraz ja muszę zrobić to samo. Wygrać! I być babcią swoich wnuczek! Pieniądze chcę przeznaczyć na lekarstwa niefinansowane przez państwo i na rehabilitację.

6 687 zł z 15 000 zł
44%
Małgorzata Mroczkowska, Dzierżoniów

Leczenie onkologiczne i rehabilitacja

Bardzo dziękuję za wspomaganie mojego leczenia, które dało mi nową nadzieję w walce z moją chorobą. Po dwóch zabiegach, w których wycięto mi całą tarczycę wraz z węzłami po prawej stronie, poziom markera nowotworowego niestety nie spadł. Okazało się, że dalej jest jakieś ognisko. Prywatne leczenie pozwoliło usunąć zajęty węzeł bardzo blisko tętnicy szyjnej. Po zabiegu pierwszy raz poziom kalcytoniny zaczął spadać. Na dzień dzisiejszy potrzebuję funduszy, aby kontynuować specjalistyczne leczenie onkologiczne, żeby do końca wyleczyć organizm z nowotworu.

61 045 zł z 60 000 zł
101%
Joanna Kazuch, Katowice

Mam marzenia, a największym jest marzenie, aby żyć!

Szanowni Państwo! Nazywam się Joanna Kazuch i tak jak wiele innych kobiet zmagam się z nowotworem piersi. Moja historia: W 2001 roku zdiagnozowano u mnie łagodne zmiany nowotworowe, które cały czas kontrolowałam i konsultowałam z lekarzami. W ciągu ostatnich kilkunastu lat równocześnie zajmowałam się obłożnie chorą Mamą. Opieka pochłonęła wszystkie zgromadzone środki finansowe. W listopadzie 2017 roku mama odeszła, a wraz z jej śmiercią pojawiły się silne emocje związane ze stratą bliskiej osoby. Z początkiem lipca 2018 roku otrzymałam diagnozę – obustronny, złośliwy rak piersi HER 2 +, przy czym każda z piersi jest w innym stanie zaawansowania i wymaga odrębnej terapii. Jestem sama, żyję na własnym utrzymaniu, a mój obecny stan zdrowia uniemożliwia pracę zarobkową. Leczenie i rehabilitacja obejmuje leki, dojazdy do ośrodków zdrowia, wizyty lekarskie. Dlatego też, Szanowni Państwo, zwracam się do Was z prośbą o pomoc. Otrzymana pomoc finansowa byłaby dla mnie dużym wsparciem i pozwoliłaby mi kontynuować dalszy proces leczenia i rehabilitację w Polsce, jak również poza granicami kraju oraz realnie patrzeć w moją przyszłość. Będę wdzięczna za każdą kwotę, którą Państwo zechcą wpłacić. Pomagać w potrzebie to wielka i wspaniała rzecz.

70 876 zł z 250 000 zł
28%
Aleksandra Lazar, Rydułtowy

Leczenie białaczki oraz związanych z nią skutków ubocznych

Choruję na przewlekłą białaczkę limfatyczną 4 stopnia, która transformowała do złośliwego rozlanego chłoniaka. Jestem po 10 cyklach chemii dożylnej, która nie dała efektu remisji. Nastąpił progres choroby. Choruję również poważnie na jelita, stąd inne leczenie jest wysoce ryzykowne. Od kilku lat walczę o refundację dla mnie i innych pacjentów leku ibrutinib (koszt leczenia 24 tys. miesięcznie), niestety bez skutku, mimo zaangażowania się w tą sprawę mediów i posłów. W tym czasie ja czekałam, a mój stan się pogarszał. Jest to lek najnowszej generacji: chemioterapia doustna, dająca ogromne szanse takim pacjentom jak ja. Jakiś temu udało mi się uzyskać lek w ramach tzw. RDTLu czyli ratunkowego dostępu do technologii lekowej. Nie wiem na jak długo, ponieważ co 3 miesiące trzeba składać wniosek o kolejną zgodę. Mam nadzieję, że wreszcie sprawa z refundacją zostanie rozwiązana pozytywnie dla takich pacjentów jak ja. Rok temu w wyniku białaczki doszło do niedokrwienia prawego oka, a co za tym idzie utraty wzroku w tym oku. Przeszłam 3 poważne operacje i długotrwałe leczenie, żeby odzyskać choć część wzroku, niestety na ten moment nieskutecznie, mimo podjętego również prywatnego leczenia w uznanych klinikach i u znakomitych lekarzy. Po leczeniu chemioterapią dożylną doszło u mnie do częściowych niedowładów i nadmiernej spastyczności obu rąk, zwłaszcza prawej, często również mam problemy z nogami i swobodnym chodzeniem. Dodatkowo mam problem z upośledzonym przepływem krwi w naczyniach krwionośnych. W związku z tym przez cały czas korzystam z rehabilitacji, żeby choć częściowo ułatwić sobie życie codzienne. Jestem pod stałą opieką neurologa, chirurga naczyniowego i rehabilitanta. Dodatkowo, w wyniku tych wszystkich trudności, ze względu na stany depresyjne i lękowe, jestem zmuszona korzystać też z pomocy psychiatry i psychoonkologa. To wszystko, co opisałam, generuje dodatkowe koszty, którym nie jestem w stanie samodzielnie podołać. Jeśli możecie mi Państwo w jakikolwiek sposób pomóc to proszę o to. Aleksandra Lazar

225 059 zł z 300 000 zł
75%
Anna Gwarda, Kożuchów

Znajomi mówią o niej „wojowniczka”

Tuż przez Wigilią 2014 r. obudziłam się po badaniu kolonoskopowym i usłyszałam od lekarza: „Jest Pani bardzo chora”. Diagnoza - nowotwór złośliwy jelita grubego. Co wtedy poczułam? Nie pamiętam. Jedyne co pamiętam, to łzy spływające mi nieprzerwanym ciurkiem na koszulę. Nie było czasu na załamywanie rąk. Rozpoczęła się walka o każdy dzień życia. Chemioterapia połączona z radioterapią miała doprowadzić do przedoperacyjnego zmniejszenia rozmiaru guza. Niestety, zostałam zakażona pałeczką ropy błękitnej i w stanie skrajnego wycieńczenia organizmu przeleżałam 24 dni w szpitalu. Operację usunięcia guza przeszłam pomyślnie w kwietniu 2015 r. Nie udało mi się zbyt długo cieszyć względnym spokojem, ponieważ okazało się, że są przerzuty do węzłów chłonnych. Znów chemioterapia, tym razem 12 cykli po trzy dni każdy, mała przerwa i kolejne 12 cykli. Częściowa remisja i stała kontrola onkologiczna. W lipcu 2018 r. badanie PET wykazało pojawienie się aktywnych metabolicznie nowych węzłów chłonnych. Jestem po pierwszym podaniu chemioterapii bewacyzmab z Folfox4. Każdy cykl wiąże się z dużym ryzykiem, ponieważ mam bardzo delikatny szpik kostny i muszę aplikować zastrzyki na pobudzenie szpiku. Immunochemioterapia, którą otrzymuję jest refundowana przez NFZ, jednakże wszystko dookoła jest bardzo kosztowne. Dojazdy na chemioterapię, konsultacje lekarskie, badania, które nie są refundowane, lekarstwa i zastrzyki. Dlatego postanowiłam poprosić o wsparcie. Te cztery lata to była ciężka szkoła życia. Czy już pokonałam górę czy tylko małe wzniesienie, okaże się w przyszłości. Chciałabym, aby to co najgorsze już zostało za mną. Chcę żyć, chcę być, chcę kochać. Mam jeszcze tyle planów na przyszłość. Mam wspaniałego męża, cudowne dzieci, rodzinę, przyjaciół. Jeżeli ktoś ma chęć i możliwość się podzielić, to będę wdzięczna za każdą przekazaną złotówkę, dzięki której dostęp do niezbędnych leków i zabiegów będzie dla mnie zdecydowanie łatwiejszy.

57 782 zł z 60 000 zł
96%
Jacek Rafal Niespodziany, Leicester

Potrzebuję wsparcia w walce z glejakiem!

Cześć, na imię mam Jacek, mam 36 lat, mieszkam obecnie w Anglii, tutaj założyłem rodzinę. Mam czwórkę cudownych dzieci: Destiny 7 lat, Noah 5 lat oraz bliźnięta Aleksander i Elijah 2,5 roku. Mam też cudowną kobietę Kathleen, która wspiera mnie w mojej chorobie. W kwietniu zdiagnozowano u mnie glejaka. Niestety, jest on zbyt duży, żeby można było go wyciąć. Obecnie przechodzę chemioterapię połączoną z radioterapią, co mam nadzieję, pozwoli zmniejszyć guza lub chociaż wstrzymać jego wzrost. Zaraz po 6 cyklach radio i chemioterapii, jakie dla mnie przewidują, chciałbym zacząć dalej walczyć o powrót do zdrowia. Mówię o leczeniu lekami, które nie są refundowane przez angielski NHS i które mam nadzieję, pomogą mi w walce z bólem i niedogodnościami związanymi z glejakiem. Obecnie potrzebuję £3 000 na leczenie. Każda złotówka jest obecnie dla mnie na wagę złota. Muszę i chcę żyć, dla mojej rodziny! Dziękuję wszystkim z góry za pomoc i trzymajcie za mnie kciuki!!!

4 196 zł z 100 000 zł
4%
Adriana Matłosz-Mouneimne, Warszawa

Udało się! Na tę chwilę wstrzymujemy zbiórkę.

Kochani, pięknie Wam dziękuję. Zebraliśmy całą potrzebną kwotę w tak krótkim czasie - serce rośnie! Na tę chwilę wstrzymujemy zbiórkę. - - - - - - - - - - - - Mam 39 lat, jednak już na długo przed diagnozą mojej choroby doświadczyłam niewyobrażalnie okrutnego życia na oddziale onkologii dziecięcej, walcząc przez ostatnie 5 lat o mojego synka. Wydawało się, że to jedyna nierówna walka w naszej rodzinie, którą musimy stoczyć. Jednak życie przygotowało nam smutniejszy scenariusz. W kwietniu 2018 roku zdiagnozowano u mnie złośliwy nowotwór piersi. Rozpoczęłam kolejną walkę, tym razem o swoje życie. Pięć lat temu nasz świat runął. "Wasz syn ma nowotwór złośliwy mózgu" - usłyszeliśmy od ordynatora neurochirurgii szpitala dziecięcego. Franio dopiero co skończył 13 miesięcy. W ciągu roku nasz synek był 12 razy na bloku operacyjnym. W sumie przeszedł 12 cykli chemioterapii i 6-tygodniową radioterapię. A to wszystko w drugim roku jego życia. Musieliśmy po roku przerwać leczenie ze względu na zbyt ciężkie powikłania po chemiach. I tak rozpoczęliśmy nowy rozdział życia związany z jego intensywną rehabilitacją. Wyrównywaliśmy pomału, ale z sukcesami „ślady”, jakie pozostawiło po sobie ciężkie leczenie. Przez kolejne 3 lata wierzyliśmy mocno, że jesteśmy na dobrej drodze do odzyskania jego sprawności fizycznej i intelektualnej, nadrabialiśmy zaległości. Jednak kiedy skończył 5 lat, we wrześniu 2017, usłyszeliśmy po rezonansie kontrolnym słowa, które po raz kolejny „wbiły nas w ziemię”: "Wznowa! Guz odrósł, duży, naciekający na rdzeń kręgowy". Rozpoczął się wyścig z czasem: operacja neurochirurgiczna, chemioterapia i ponowna radioterapia. Zamieszkaliśmy na nowo w szpitalu. Nauczyliśmy się żyć z dnia na dzień. Wycieńczające powtórne leczenie synka nie zdążyło się zakończyć, gdy w marcu 2018 roku wyczułam powiększony węzeł chłonny pod pachą. Natychmiast wykonałam usg piersi i pachy. Doświadczona ciężkim losem onkologicznym mojego Frania zadałam lekarzowi pytanie wprost: "Czy to nie jest nowotwór?" Usłyszałam w odpowiedzi: "Silny stan zapalny węzłów chłonnych wskutek zapalenia mieszków włosowych". Przez kolejne 25 dni brałam antybiotyk, niestety nieskuteczny w leczeniu. Pomiędzy chemiami synka biegałam po lekarzach, w końcu w kwietniu tego roku usłyszałam diagnozę: rak piersi potrójnie ujemny z przerzutami do węzłów chłonnych. Rozpoczęłam kolejną walkę, tym razem o siebie. Zawsze chciałam jako matka zdjąć chorobę z mojego synka i wziąć ją na siebie. I tak się poniekąd stało... Jestem aktualnie po trzecim cyku czerwonej chemii, tej samej, którą moje dziecko również swego czasu przyjmowało. Paradoksalnie teraz rozumiem synka jeszcze lepiej, jestem bliżej niego i jego choroby. Dużo zadziało się w życiu mojej rodziny, ale to też uświadomiło nam, że życie „nie polega na tym, by przetrwać burzę, lecz na tym, by nauczyć się tańczyć w deszczu”. Teraz jeszcze mocniej doceniamy, to co mamy – siebie nawzajem i to, co chcemy odzyskać – normalność. „Nigdy nie wiesz jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem, jakie masz”. Czuję to mocniej niż kiedykolwiek: bycie silną to moje jedyne wyjście. Jednak będzie mi łatwiej z Wami. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc w zebraniu środków na pokrycie dodatkowych kosztów związanych z moim leczeniem, takich jak konsultacje lekarskie, pogłębiona diagnostyka, lekarstwa, rehabilitacja i koszty dojazdu. Nie mniej ważne są dla mnie wiara w moje siły, ciepłe myśli i słowa wsparcia. Będę po prostu wdzięczna.

57 450 zł z 10 000 zł
574%
Zuzanna Lewandowska, Warszawa

Udało się osiągnąć cel zbiórki!

Nazywam się Zuzanna. Jestem mamą piętnastoletniej Neli, którą wychowuję samotnie od dziesięciu lat. Jestem artystką, ilustratorką, projektantką okładek, wykładowcą na uczelni wyższej. Uwielbiam tworzyć i pracować z moimi studentami. Niedawno poznałam wspaniałego człowieka, który ma na imię Robert. Zobaczyłam nareszcie jasną stronę życia! Chcę żyć, kochać, tworzyć! Trzy tygodnie temu dowiedziałam się, że mam zaawansowanego raka piersi. Okazało się, że pertuzumab - lek, który może znacząco zwiększyć szanse na wyleczenie, jest w moim przypadku nierefundowany. Jedna dawka leku kosztuje 11 tysięcy złotych. Potrzebuję ich siedem. Zaczęła się walka z czasem! Dlatego proszę Państwa o POMOC!

85 230 zł z 77 000 zł
110%
Ewa Gryska, Krasiejow

Dziękuję za wszystkie wpłaty. Obecnie zawieszam zbiórkę.

Drodzy, 8 stycznia 2018 r. padła diagnoza "rak piersi"! Nie zapomnę tych słów do końca życia. Niechciany jegomość, który pojawił się w moim życiu, zawładnął nie tylko mną, ale całą moją rodziną. Zmienił mnie w kogoś, kim nie chcę być! Płacz, żal, strach to była codzienność, pytanie "dlaczego właśnie ja?". Przecież mam cudownego męża, 2 wspaniałych dzieciaków, które potrzebują mamy. Chcę widzieć, jak rosną, jak się uśmiechają, jak zakładają swoje rodziny, chcę być dla nich podporą w trudnych momentach. Dlatego nie mogę się poddać! Przeszłam już część cykli chemii, które mocno mnie osłabiły. W trakcie leczenia poinformowano mnie, iż jest bardzo skuteczny lek, który jest już stosowany w wielu krajach (np. Niemcy, USA, Holandia) - pertuzumab. Niestety w Polsce ten lek nie jest jeszcze refundowany, a w moim przypadku należy go podać przed operacją. Liczę, że dzięki Wam i Waszej pomocy mi się to uda. Wiem, że przede mną długa droga, ale zniosę wszystko, by wygrać! Chcę by moje - nasze życie wróciło do dawnych ram, choć wiemy, że strach o jutro już zawsze będzie z nami. Proszę o pomoc, choć nie jest mi łatwo się o nią zwracać! Proszę o lek, który pozwoli mi żyć i da mi szansę na pozostanie mamą dla Ani i Igora! Chciałabym się starzeć w miarę, jak one będą rosły. Chcę wierzyć i chcę mieć nadzieję, chcę być częścią mojej rodziny i chcę odzyskać życie, które zabrała mi choroba. Dziękuję!

66 602 zł z 140 000 zł
47%
Magdalena Gawęda, Sosnowiec

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję za wpłaty.

Wszystkim Darczyńcom najmocniej dziękuję za wpłaty! Trudno mi słowami wyrazić wdzięczność, którą czuję! Będziecie w moim sercu na zawsze! --- Nazywam się Magda Gawęda, na raka piersi zachorowałam w maju 2000 roku, mając 37 lat. Przeszłam wtedy mastektomię i chemioterapię. Nie miałam hormonoterapii, bo przy potrójnie ujemnym typie raka nie stosuje się jej. Mimo że wejście w świat ludzi chorych na raka było dla mnie mocnym przeżyciem, szybko wróciłam do fizycznej i psychicznej kondycji sprzed choroby. Tematu raka piersi jednak nie opuściłam. Jestem od wielu lat jedną z administratorek portalu dla Amazonek, a w swoim rodzinnym mieście przez 10 lat działałam jako ochotniczka w Klubie Amazonek, chodząc do łóżek pacjentek po operacjach raka piersi. Jesienią 2017, po ponad 17 latach zdrowia, stwierdzono u mnie liczne przerzuty do kości (czaszka, kręgosłup, barki, łopatki, mostek, żebra, miednica, kości długie) oraz usunięto przerzut raka piersi do skóry i spojówki oka. Okazało się, że moje przerzuty mają inną biologię niż rak pierwotny i dzięki temu można u mnie zastosować terapię hormonalną. Aktualnie przyjmuję leki antyhormonalne w ramach badania klinicznego oraz nierefundowany lek na układ kostny - denosumab. Obecnie zbieram środki na roczną terapię tym nierefundowanym lekiem na układ kostny oraz na leki wspomagające organizm przy agresywnym leczeniu. Z poważaniem i podziękowaniem dla Szlachetnych Darczyńców za wsparcie, Magda Gawęda

37 034 zł z 20 000 zł
185%