Zbiórki

Beata Woźniak, Piastów

Proszę o pomoc w walce z rakiem. Zbieram na leki i rehabilitację.

Mam na imię Beata. Mam cudowną rodzinkę: męża, dzieci i dwa największe skarby - wnusie: Natalkę (4 latka) i Marcelinkę (2 latka). To właśnie dla nich CHCĘ i MUSZĘ walczyć z "dziadem", który się we mnie zadomowił. W maju 2019 usłyszałam diagnozę - nowotwór szyjki macicy płaskonabłonkowy złośliwy nieoperacyjny. Szok i niedowierzanie, ponieważ 10 miesięcy wcześniej robiłam cytologię - wynik badania grupa 1 (brak niepokojących objawów komórek nabłonka). Od czerwca przeszłam przez szereg badań, wstępnie zaproponowano mi leczenie radioterapią, następnie chemioterapię. Ostatnie badanie PET wykluczyło jednak możliwość zastosowania radioterapii ze względu na liczne powiększone węzły chłonne. W sierpniu rozpoczęłam chemioterapię. Podczas wizyty lekarz prowadzący poinformował mnie, że w moim przypadku mógłby być zastosowany lek AVASTIN, który zwalcza komórki nowotworowe i jest bardzo skuteczny, niestety jest NIEREFUNDOWANY w przypadku raka szyjki macicy. Wstępnie ustalone miałam 8 sesji co 3 tygodnie chemioterapii, podczas których powinnam mieć podawany AVASTIN. Dzięki wpłatom ludzi o dobrym sercu miałam rozpocząć kurację wyżej wymienionym lekiem, jednak po dwóch dawkach chemioterapii we wrześniu 2019 przeszłam udar mózgu. W jego efekcie zostałam częściowo sparaliżowana, przestałam chodzić i straciłam władzę w jednej ręce. Pojawiły się również ataki epilepsji. W obecnym stanie zdrowia leczenie Avastinem jest niewskazane, lecz pieniądze które zostały wpłacone, pozwalają mi na zakup leków niezbędnych do walki z chorobą. Pomogły mi także w częściowym odzyskaniu sprawności fizycznej. Dzięki zabiegom rehabilitacyjnym, które musiałam podjąć bezpośrednio po udarze, mogę chodzić oraz częściowo odzyskałam władzę w ręce. Łączny miesięczny koszt rehabilitacji to około 1000 zł, zakup leków to także wydatek w wysokości 1000 zł. Mój zasiłek chorobowy wypłacany przez ZUS wynosi tylko 1500 zł miesięcznie. Gdyby nie finansowe wsparcie ludzi, nie byłabym w stanie opłacić lekarstw i rehabilitacji. Zwracam się do wszystkich o wielkim serduchu o pomoc w zebraniu kwoty potrzebnej na dalsze leczenie.

13 108 zł z 25 000 zł
52%
Karolina Kowalska, Bogatynia

Pomóż mi pokonać białaczkę i cieszyć się życiem

Kochani! Nazywam się Karolina Kowalska i mam 24 lata. Do niedawna cieszyłam się życiem i czerpałam z niego jak najwięcej. Niestety w lutym 2019 roku zdiagnozowano u mnie ostrą białaczkę szpikową wysokiego ryzyka (nowotwór złośliwy układu krwiotwórczego). Obecnie jestem leczona w Klinice Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku we Wrocławiu. Do tej pory zrealizowałam kilka linii leczenia chemioterapią, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Leczenie utrudnione było licznymi powikłaniami oraz długotrwałym okresem aplazji, czyli upośledzeniem funkcji szpiku. W chwili obecnej jestem przygotowywana do przeszczepu szpiku. Planowany jest przeszczep od osoby spokrewnionej, a dawcą szpiku zostanie moja mama. Termin zabiegu wyznaczono na 20.08.2019, jednak może on z różnych względów ulec zmianie. Wiem, że moje leczenie w dalszym ciągu wymagać będzie ogromnych nakładów finansowych przerastających możliwości mojej najbliższej rodziny. Dlatego z całego serca będę wdzięczna za każdą najmniejszą pomoc, która pomoże mi pokonać chorobę.

2 414 zł z 50 000 zł
4%
Bożena Kosewska, Warszawa

Choruję na raka piersi. Potrzebuję nierefundowanego leku.

Mam stwierdzonego raka HER-2 dodatniego, czyli raka rozsianego z nadekspresją receptora HER-2. O chorobie dowiedziałam się przez przypadek. W maju sprawdzając gęstość kości wykonałam dodatkowo mammografię. Po trzech dniach telefon - "Proszę odebrać szybko wynik..." Rak jest bardzo inwazyjny i wdrożenie podwójnej blokady daje szansę na wyleczenie. Podwójna blokada polega na podaniu dwóch leków jednocześnie: transtuzumabu i pertuzumabu (Perjeta). Zadaniem drugiego leku jest wspomaganie układu odpornościowego w niszczeniu komórek nowotworowych (lek hamuje proces łączenia się receptora HER-2 w pary z innymi receptorami HER). Dwie pierwsze dawki leku Perjeta muszę mieć podane przy następnej chemioterapii 21.08.2019. Niestety, w przeciwieństwie do innych państw europejskich, lek jest nierefundowany w Polsce. Koszt 7 cykli wynosi 81 tys. zł. Pracuję w firmie Veolia w Warszawie. Mam pracę ambitną i satysfakcjonującą. Zajmuję się obsługą procesów usuwania awarii na terenie całej Warszawy oraz procesów budowlanych, analizą przydzielonych budżetów oraz optymalizacją kosztów, przetargami.

52 040 zł z 81 000 zł
64%
Jadwiga Jakubowska, Racibórz

Proszę Państwa o wsparcie finansowe, abym mogła dalej żyć!

We wrześniu 2016 r. wykryto u mnie szpiczaka mnogiego - jest to nieuleczalny nowotwór złośliwy. Zaczęłam się leczyć w Chorzowie, ale było to za daleko od mojego miejsca zamieszkania i musiałam zrezygnować z leczenia z powodu wysokich kosztów. Po dłuższym czasie zaproponowano mi leczenie w Rybniku, czyli bliżej mojego domu. Podjęłam się terapii, bo inaczej nie miałabym żadnych szans na przeżycie. Jestem miłą i pogodną osobą, mimo iż los mnie ciężko doświadczył w życiu. A ostatnio doświadczył jeszcze bardziej... W październiku 2021 straciłam partnera, który pomagał mi, ale niestety sam zmagał się z problemami zdrowotnymi. Żeby wychodzić z domu, zaczęłam korzystać z wózka. Mieszkam teraz tylko ze swoim pieskiem, który jest dla mnie bardzo ważny, on stał się moim najwierniejszym przyjacielem i towarzyszem w tych trudnych dla mnie chwilach. Teraz dla niego staram się nie poddawać. Moje leczenie przebiegało w ten sposób, że wykonano mi badania i pobrano moje własne zdrowe komórki szpiku, a w październiku2017 r. miałam je przeszczepione. Następnie były badania, mocna chemia i obawa, czy ten przeszczep się przyjmie. Na szczęście się udało! Mam masę dodatkowych schorzeń, m.in. choruję na niezłośliwego guza nerki i mam usuniętą jedną nerkę. Mam problemy z płucami i astmę oskrzelową. To wszystko czasami wydaje mi się ponad moje siły, ale staram się nie poddawać mimo tego, iż bardzo podupadłam na zdrowiu psychicznym i fizycznym. Do końca życia czeka mnie jednak leczenie i rehabilitacja. Koszty te przerastają moje możliwości finansowe. Dlatego serdecznie proszę Państwa o pomoc. Proszę Państwa o wsparcie finansowe, m.in. na leki, transport, i zabiegi rehabilitacyjne. Nie proszę Państwa o wiele, każda złotówka się liczy.

243 zł z 10 000 zł
2%
Alicja Wiak, Warszawa

Babcia i wolontariuszka hospicjum domowego prosi o pomoc!

Mam na imię Alicja i mam 62 lata. Choruję na złośliwego raka piersi i węzła chłonnego. Jestem w trakcie leczenia chemioterapią. Utrzymuję się z niskiej emerytury, która ledwo daje możliwość wiązania końca z końcem. Przez wiele lat byłam motorniczą Tramwajów Warszawskich, wychowałam dwójkę niespotykanych urwisów, a obecnie jestem już babcią. Dzieci pomagają mi tyle, ile mogą. Jeden z moich synów jest moim pełnomocnikiem. Niemniej małe dzieci, kredyty hipoteczne sprawiają, że w kwestii finansowej niewiele mogą zdziałać. Jako kobieta i matka doświadczyłam wiele - miałam ojca alkoholika, potem męża, przez co samotnie pracowałam na dom. Nigdy się nie poddałam i pracowałam tak ciężko, jak tylko się dało. To moje pociechy motywowały mnie w życiu do tego, by się nie poddać. Przez swoje doświadczenia życiowe, w których pomagały mi osoby trzecie, wiedziałam, że nadszedł czas, aby spłacić ten dług. Jest tylu wokół nas, którzy potrzebują pomocy. Często są osamotnieni, dlatego pomagam jako wolontariuszka w hospicjum domowym, a dokładnie w Archidiecezjalnym Zespole Domowej Opieki Paliatywnej, gdzie nie tylko wspomagamy przez pielęgnację Podopiecznych, ale również dbamy o ich dobre samopoczucie. W leczeniu może pomóc mi lek Pertuzumab. Jedna dawka tego leku to koszt 11 566,80 zł. Stosowanie Pertuzumabu zwiększa moje szanse na wyleczenie, lecz niestety lek jest nierefundowany przez NFZ w moim wskazaniu. Czas trwania mojego leczenia Pertuzumabem to 6 cykli, podczas których co 3 tygodnie będę przyjmować kolejne dawki. Proszę o pomoc, żebym mogła pomagać dalej, żebym mogła nadal spłacać swój dług.

1 818 zł z 80 968 zł
2%
Aneta Grębosz, Slaboszow

Wsparcie leczenia

Witam, nazywam się Grębosz Aneta, mam 50 lat, jestem samotną kobietą od kilkunastu lat, za to mam dwójkę wspaniałych i kochających dzieci - syna Łukasza i córkę Martynę . Początek mojej choroby zaczął się od mammografii w listopadzie 2017, w trakcie kolejnych badań zdiagnozowano nowotwór złośliwy sutka, po którym rekonwalescencja trwała pół roku, aby organizm wrócił do formy. Minęło zaledwie kolejne pół roku, kiedy ponownie dowiedziałam się o guzach narządów rodnych. Systematycznie wykonywałam badania, a także kontrole i wyniki wskazywały na dobre rokowania. Niestety ten niechciany ''lokator'' w organizmie nie chce się wynieść. Zafundował mi dodatkową walkę w postaci kolejnej wiadomości o złośliwym raku nerki. W ciągu roku przeszłam już trzy operacje i jak każdy nie chciałabym przeżywać ich kolejny raz, lecz walczyć i zniszczyć tego pasożyta! Wiadomość o chorobie niestety zmusiła mnie do rezygnacji z pracy, którą bardzo lubiłam i w której opiekowałam się osobami starszymi. Jest to ciężka ale wdzięczna praca. Nie przyszło mi do głowy, że to ja sama będę w tak krótkim czasie w takiej samej sytuacji. Chcę całym sercem wrócić do zdrowia, by powrócić do pracy i z lepszym doświadczeniem, które mnie spotkało, jeszcze bardziej móc pomagać chorym, cieszyć się moimi dziećmi, kiedyś wnukami i życiem. Niestety przez brak możliwości pracy z moimi podopiecznymi i przez mój stan zdrowia nie mam możliwości bez Państwa pomocy zebrać kwoty 15 000 zł. Zgromadzone środki przeznaczę na zakup zaleconych przez onkologa preparatów wzmacniających, prywatne konsultacje oraz dojazdy do Krakowa, gdzie jest prowadzone moje leczenie. Moim celem jest immunoterapia. Obecnie czekam na decyzję konsylium co do dalszych możliwości leczenia. Wierzę, że są dobrzy ludzie, którzy pomogą mi w tej walce. Z góry bardzo dziękuję za każde wsparcie z Waszej strony. Pozdrawiam, Aneta Grębosz

1 746 zł z 15 000 zł
11%
Anita Biedrzycka, POZNAŃ

Nowatorski lek może pomóc mamie trojaczków w walce z przerzutami

Mam na imię Anita, jestem mamą 4-letnich trojaczków. Na raka piersi zachorowałam w 2008 roku, mając 28 lat. W maju 2008 roku krawcowa robiła ostatnie poprawki do sukni ślubnej, ponieważ w lipcu miałam powiedzieć sakramentalne „tak”. Jeszcze tylko rutynowa kontrola w poradni, gdzie od 2006 r. byłam pod stałą opieką lekarską. Zgłosiłam się tam ze względu na wykryte podczas samokontroli zmiany w piersiach. Zostały one określone przez onkologa jako łagodne. Przez wiele miesięcy byłam więc spokojna. Majowa wizyta okazała się inna niż wcześniejsze. Trzeba było zrobić poszerzoną diagnostykę, ponieważ działo się coś niepokojącego. Wkrótce obawy lekarza potwierdziły się. Diagnoza: nowotwór piersi z bardzo dużym stopniem zaawansowania w chwili wykrycia. Zastanawiałam się, dlaczego pomimo regularnych wizyt nie dopatrzono się rozwijającego się nowotworu. Dlaczego powtarzano mi, gdy niepokoiłam się wyczuwalnymi zmianami, że tak młoda i nieobciążona rodzinnie chorobami onkologicznymi osoba nie może chorować na raka. Odwołałam ślub, a w moim życiu na długie lata pojawiły się strach i niepewność. Szybko okazało się, że doszło do przerzutów na węzły chłonne. Przeszłam radykalne leczenie - operację, chemioterapię, radioterapię i hormonoterapię. Leczenie było żmudne i wyczerpujące. Przyniosło jednak spodziewane rezultaty. Kiedy uznano mnie za osobę zdrową, postanowiłam nadrobić lata choroby i stresu, podejmując decyzję o ślubie i powiększeniu rodziny. Piękne wesele, euforia i starania o dziecko zakończone sukcesem… Potrójnym sukcesem – zdrowymi, cudownymi maleństwami – Klaudią, Alanem i Borysem. Moją ogromną radość dość szybko zmąciła jednak straszna wiadomość. W 2015 roku, wkrótce po zakończeniu ciąży, rak zaatakował ponownie. Tym razem pojawił się w drugiej piersi. Po raz kolejny przeszłam radykalne leczenie. To powstrzymało rozwój choroby na kolejne lata, aż do czerwca 2019 roku. Nieznośny ból w plecach i permanentne zmęczenie uznawałam za efekt obciążenia codziennymi obowiązkami – opieką nad trojakami i przewlekle chorymi rodzicami. Kiedy doszło do złamania kręgów kręgosłupa, musiałam przejść skomplikowaną operację stabilizacji śrubami odcinka piersiowego i lędźwiowego. Wtedy, podczas badań pooperacyjnych, pojawiły się wątpliwości dotyczące etiologii czynników odpowiedzialnych za osłabienie moich kości. Biopsja i rezonans. Oczekiwanie na wyniki. Potężny strach – tym większy, że moje ukochane dzieci tak bardzo mnie potrzebują… Niestety, rak wrócił ze zdwojoną siłą pod postacią licznych przerzutów do kości (kręgosłup, żebra, mostek, udo, biodro). Okazało się, że po 4 latach, pomimo przebywania pod stałą kontrolą onkologów, stosowane leczenie zachowawcze przestało działać, a choroba znów chce przejąć kontrolę nad moim życiem… Muszę temu zapobiec i zrobić wszystko, by jak najszybciej wrócić do zdrowia i normalnego życia. Muszę zdecydować się na kosztowną sięgająca kilkunastu tysięcy miesięcznie terapię lekiem najnowszej generacji. To bardzo duży koszt, bez środków finansowych zbieranych za pośrednictwem fundacji leczenie będzie dla mnie niedostępne. Będę bardzo wdzięczna za gest dobrej woli.

157 494 zł z 250 000 zł
62%
Iwona Butny, Toruń

Zbieram na kolejne dawki leku Nivolumab

8 lat temu wygrałam swoją pierwszą walkę z rakiem jajnika. Wydawało mi się, że mam to już za sobą, tym bardziej, że minęło tyle czasu. Niestety rok temu gad powrócił ze zdwojoną siłą. Wykryto u mnie nieoperacyjnego guza w miednicy, umiejscowionego wokół najważniejszych naczyń kończyny dolnej. Obecnie jestem leczona chemioterapią oraz radioterapią, ale okazało się, że dedykowana do raka jajnika chemia nie działa. Choroba nadal postępuje, do tego dochodzą powikłania, m.in. zakrzepica. Od kilku miesięcy żyję z ciągłym bólem. W tej chwili pojawiła się nadzieja na odpowiednie dobranie leczenia. Czekam już na wyniki badania, które niestety było drogie. Z wyników będzie wiadomo, czy można mnie leczyć, czym i gdzie. W tej chwili potrzebuję środków na pokrycie kosztów tego badania (ONCO DEEP - 13000 zł), a także pieniędzy na bieżące leczenie przeciwbólowe i przeciwzakrzepowe. Chciałabym znów wrócić do normalnego życia, cieszyć się nim i przede wszystkim żyć bez bólu, który najbardziej ogranicza moje życie.

47 207 zł z 30 000 zł
157%
Iwona Czarnecka, Warszawa

Cel został osiągnięty! Bardzo dziękujemy za wpłaty!

Mam na imię Iwona, jestem matką samotnie wychowującą 12-letniego syna. Guza w piersi wyczułam w kwietniu tego roku. W połowie maja miałam już diagnozę: naciekający rak piersi z przerzutem do węzłów chłonnych, niewrażliwy na hormony, HER 2: 3+, Ki67 + w 90%. Szok. Na początku marca tego roku robiłam kontrolne USG piersi i nic niepokojącego nie zostało zdiagnozowane, a w maju mam już przerzut, w niespełna 2 miesiące. Niestety jest to możliwe. Wskaźniki, które podałam świadczą o bardzo wysokiej złośliwości nowotworu, który cechuje się bardzo agresywnym przebiegiem i zwiększoną zdolnością do przerzutów oraz nawrotów. Leczenie zaczęłam praktycznie natychmiast. Pierwszą "czerwoną chemię" przyjęłam 3.06.2019. W tej chwili jestem już po 3 chemiach, ale to dopiero początek. Po zakończeniu czerwonej chemii, przed operacją czeka mnie jeszcze seria 12 chemii + trastuzumab. To oferuje mi NFZ. Ja mam dla kogo żyć. Mam wspaniałego syna, który wie, że jestem chora. Nie zdaje sobie jednak sprawy, jak bardzo poważna jest moja choroba. Ma dopiero 12 lat, więc nie powinien się martwić. I zrobię wszystko, żeby wprowadzić moje dziecko w dorosłe życie. Jest lek, który znacznie zwiększy moje szanse - pertuzumab, który w moim przypadku nie jest refundowany przez NFZ. Muszę go zacząć przyjmować wraz z pierwszą dawką trastuzumabu. Żeby w ogóle to było możliwe, musiałam przenieść leczenie do szpitala, który mi to umożliwi. Wszystko dzieje się z dnia na dzień. Nie mam czasu na to, żeby czuć się źle po chemii. Jak nie mam siły, pomagają mi moi przyjaciele. Wożą mnie od lekarza do lekarza. Leczenie trastuzumabem i pertuzumabem zaczynam już 29.07.2019 r. Niestety koszt leczenia tym lekarstwem to 57.834 PLN. Na pierwszą dawkę mam. Mogę zacząć :-) Koszt każdej dawki to 11.566,80 PLN. Pomóżcie mi, proszę, zrealizować moje marzenie i wprowadzić mojego syna w dorosłe życie! Dajcie mi proszę szansę na 10 lat! To jest minimum, o które walczę. Chcę być spokojna, że mój syn poradzi sobie w życiu. Byłam zdeterminowana, żeby jak najszybciej zacząć leczenie. Udało się! Teraz też jestem zdeterminowana i wierzę, że tym razem też mi się uda z Waszą pomocą! Z góry dziękuję, także za wsparcie moralne. Siła jest w nas!

73 161 zł z 58 000 zł
126%
Grażyna Mikułan, Miłakowo

Udało się otrzymać lek w ramach NFZ!

Witam, mam na imię Grażyna (53 lata), jestem mamą trójki dzieci (31, 27 i 17 lat) i babcią małej 7-miesięcznej Matyldzi. Moja choroba ujawniła się pod koniec lata 2018 roku, gdy wyczułam małe zgrubienie w piersi. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. W ciągu 3 tygodni mój guz urósł do wielkości 55x30 mm. Listopad 2018 roku - wynik badania histopatologicznego - zaawansowany nowotwór złośliwy piersi IV stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych pachy. Kolejne badania oraz diagnozy były równie niepokojące. Na początku grudnia 2018 roku przeszłam skomplikowany zabieg chirurgiczny usunięcia segmentu prawego płuca. Wynik badania histopatologicznego - przerzuty do węzłów chłonnych śródpiersia. Ciąg tych trudnych dla mnie i rodziny wydarzeń przerwany został narodzinami upragnionej Wnusi, która obudziła we mnie siły i chęci do walki z chorobą. W moim przypadku jedyną możliwością leczenia nowotworu jest hormonoterapia, wspomagana nowatorskim lekiem o naukowo potwierdzonej skuteczności w hamowaniu rozwoju komórek rakowych. Lek o nazwie Rybocyklib z powodzeniem stosowany jest w krajach Europy Zachodniej oraz Stanach Zjednoczonych, w naszym kraju nie jest refundowany przez NFZ. Szczęśliwie, wiosną tego roku zakwalifikowałam się w Klinice Onkologii na darmową, 5-cio miesięczną terapię Rybocyklibem, która niestety dobiegła końca, gdyż mój limit się wyczerpał. Wiem, że lek działa. Guz w piersi zmniejszył się, a przerzuty przestały być widoczne w badaniach obrazowych. Wiem też, że nowotwór jest nadal, ale lek dał mi nadzieję, że mogę powstrzymać chorobę. Teraz zmuszona jestem zakupić lek indywidualnie. Bez Waszej pomocy nie jestem w stanie zakupić kolejnych dawek. Każdego miesiąca potrzebuję kwoty 10.000 zł. Termin zakupu upływa zawsze 10 dnia każdego miesiąca. Jest to dla mnie kwota nieosiągalna. Zawsze byłam osobą samodzielną i nigdy nie prosiłam o pomoc. Dziś, choć to osobiście bardzo trudne dla mnie, nie pozostaje mi nic innego, jak zwrócić się do Was, do ludzi o otwartym sercu i dobrej woli o pomoc i wsparcie finansowe. Za każde wsparcie bardzo dziękuję.

17 099 zł z 120 000 zł
14%
Monika Laszczak, Mazańcowice

Operacja profilaktyczna drugiej piersi, badania kontrolne, leki

Witam serdecznie, Po prawie 3,5 latach od diagnozy nie śpię dalej spokojnie. Czy kiedyś będzie to możliwe? Nie wiem, ale musze zrobić wszystko, co mogę zrobić, by ustrzec się przed nawrotem choroby,a więc muszę usunąć drugą pierś, w której może pojawić się rak. Niestety w moim wypadku operacja ta nie jest refundowana, gdyż nie spełniam wymogów NFZ. Zachorowanie w młodym wieku i mój podtyp raka stwarzają ryzyko, iż nowotwór może pojawić się w drugiej piersi. Poza tym chora pierś i jej okolice po rekonstrukcji i radioterapii zrobiły się twarde i bolesne. Odbiegają również mocno wyglądem od zdrowej strony. Naświetlona tkanka zwłókniła się, zdeformowała i stwardniała. Z tego powodu coraz bardziej krzywi mi się kręgosłup i pojawia się ciągnący ból, z którym coraz trudniej mi sobie radzić. Tyle już przeszłam , nie mogę teraz złożyć broni i poddać się losowi. Muszę zrobić, co się da, by żyć dla dwójki moich małych dzieci. Jestem bardzo wdzięczna losowi, że wciąż mogę z nimi być. Jestem wdzięczna Wam za pomoc w leczeniu. Obecnie kontynuuję hormonoterapię, która daje mi w kość każdego dnia, ale tak trzeba, by mieć szansę na życie. Kontrole, konsultacje lekarskie, leki i badania prywatne, które muszę robić, by wcześniej wykryć ewentualny przerzut, szarpią mocno mój budżet. W obecnych czasach, gdy wszystko tak podrożało, nie mam finansowej możliwości pokryć w całości operacji drugiej piersi oraz poprawy już zrekonstruowanej. Koszt takiej operacji to około 25 tys. zł. Brakuje jeszcze 17 tys. zł., dlatego też będę wdzięczna za każde choćby najmniejsze wsparcie. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia w tych trudnych czasach.

64 334 zł z 77 000 zł
83%
Ligia Tuszyńska, Warszawa

Udało się osiągnąć cel zbiórki i przeprowadzić leczenie!

Dziękujemy za wpłaty! Zakończyłam leczenie Pertuzumabem zakupionym dzięki Państwa wpłatom. ****************************************************************************** Moja nagła choroba, złośliwy nowotwór piersi z przerzutami do węzłów chłonnych wymaga chemioterapii lekiem Pertuzumab, który w moim przypadku nie jest refundowany przez NFZ. Aby uwolnić się od nowotworu, jestem zmuszona prosić o wsparcie. Koszt terapii pierwszego etapu wynosi 80 tysięcy zł. Będę wdzięczna za każdą pomoc finansową na moją zbiórkę w Fundacji „ALIVIA”.

48 994 zł z 80 000 zł
61%