Zbiórki

Joanna Stachurska, Warszawa

Chwilowo wstrzymuję zbiórkę. Bardzo dziękuję wszystkim darczyńcom.

Mam na imię Asia. Do niedawna myślałam, że najgorsze już za mną. Mam doświadczenie w walce z nowotworem. Dwukrotnie z nim wygrałam. Kiedy człowiek wiele w życiu przejdzie, myśli sobie, że może dość już nieszczęść. Wystarczy na jedno życie. Teraz będzie lepiej. Ale rak nie trzyma się reguł. Sam je wyznacza i tym razem poprzeczkę podniósł wysoko. Zaatakował kości. Głównie kręgosłup i kość udową. Operacja nie wchodzi w grę. Jestem w trakcie radioterapii pod opieką lekarzy z warszawskiego Centrum Onkologii. Jednocześnie przyjmuję chemioterapię. Później czeka mnie dalsza farmakoterapia i ortopedyczne naprawianie zniszczeń, jakich choroba już dokonała. Jedyną nadzieją dla mnie jest lek z grupy inhibitorów kinaz białkowych. Dzięki niemu można dwukrotnie wydłużyć średni czas do kolejnej walki. Niestety nie jest on refundowany. Miesięczna dawka kosztuje 15 tysięcy złotych. Przyjmuje się go aż do pojawienia się kolejnych przerzutów. Niedawno dostałam maszynę do szycia. Miałam uszyć córeczce sukienkę na pierwszy dzień w przedszkolu. Emilka ma dopiero dwa i pół roku. Chcę być przy niej jak najdłużej. Dla niej będę walczyć z całych sił i nie poddam się. Dlatego potrzebna mi jest Wasza pomoc. Żebym mogła być z rodziną...

32 039 zł z 200 000 zł
16%
Paulina Dąbrowska, Brwinów

Na tę chwilę zawieszam zbiórkę. Bardzo dziękuję za Wasze wsparcie.

Mam na imię Paulina, mam 29 lat, od prawie 6 lat jestem szczęśliwą mężatką, a od 2,5 roku najszczęśliwszą mamą urwisa Tymka. Jestem młodą, aktywną zawodowo, pełną życia i planów dziewczyną, która uwielbia tańczyć. W sierpniu 2017 zupełnie przez przypadek, bo podczas codziennej kąpieli w prawej piersi znalazłam takie bardzo małe "coś", sama nie byłam pewna, czy to jakaś zmiana czy tylko mi się wydaje, a na pewno nie dopuszczałam nawet myśli, że to "coś" może okazać się czymś złym. Po miesiącu przy okazji kontrolnej wizyty u ginekologa pokazałam moje znalezisko, zlecono kontrolne USG piersi, zalecono profilaktyczną wizytę u onkologa (wizyta 13.10.2017 - żeby było śmieszniej, był to piątek), a po wizycie biopsja, ale to też tylko dlatego, że takie są procedury, bo na każdej z tych wizyt słyszałam, że to ma być tylko włókniak, coś niegroźnego. Niestety po 4 dniach od biopsji telefon ze szpitala: "Prosimy stawić się na wizytę jeszcze w tym tygodniu, są wyniki biopsji", a później to już tylko kolejne badania potwierdzające wstępną diagnozę i z każdą kolejną wizytą dochodziły kolejne cegiełki do tego i tak już ciężkiego plecaka. Początkowo nie dowierzałam, później czułam rozgoryczenie: "dlaczego właśnie ja?" i ogromny strach, że moje życie właśnie się kończy. Do tej pory czasami myślę, że to zły sen i trochę nie wierzę, że mam raka. Moje normalne życie i plany nagle musiałam odwiesić na lepsze czasy, a zamiast realizować plany o drugiej ciąży musiałam zacząć leczenie. Nie mogłam i chyba do tej pory nie mogę pogodzić się z tym, że to los zadecydował za mnie i moje życie nie może się toczyć według moich zasad, tylko jednak wszystko podporządkowane jest mojej chorobie. Dziś już wiem, że to małe "coś" to był i nadal jest złośliwy rak piersi z receptorami potrójnie ujemnymi (dla niewtajemniczonych taki trochę gorszy raczek) i jakby było mało, od stycznia 2018 wiem, że to, że zachorowałam to nie jednorazowy wybryk mojego organizmu, tylko genetyczne obciążenie, mam mutację genu BRCA1, która zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi w ciągu życia do 50-70% i zostanie ze mną już do końca. Od grudnia 2017 leczę się, przyjmuję chemię. Mój schemat to 16 wlewów, po chemioterapii czeka mnie operacja, bo trzeba wyciąć tego intruza. Początkowo miała to być operacja oszczędzająca, ale ze względu na mutację przede mną chyba najcięższa w życiu decyzja o obustronnej mastektomii z rekonstrukcją, usunięciu sobie piersi dla własnego zdrowia i komfortu dalszego życia. Właśnie na ten cel zbieram środki, dlatego znalazłam się w tym miejscu i proszę o datki, choć jest to cholernie trudne, bo zawsze starałam się być niezależna i proszenie o pomoc przychodziło mi z trudem, ale teraz chodzi o moje życie... Na NFZ mogę usunąć i zrekonstruować tylko chorą pierś, takie jest prawo... Zdrową pierś mogę usunąć i zrekonstruować tylko prywatnie. Profilaktyczna obustronna mastektomia w wieku 29 lat to nie jest moja fanaberia, to walka o normalne życie bez piętna choroby nowotworowej. Nie chcę mieć poczucia, że moje piersi są jak cykająca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć. Są to niestety bardzo kosztowne operacje, a my jesteśmy przeciętną rodzinką, oboje z mężem pracujemy, wychowujemy małego synka, przed zdiagnozowaniem choroby kupiliśmy nasze wymarzone mieszkanie, oczywiście na kredyt. Obecnie wykańczamy mieszkanie, co pochłania nasz niemal cały budżet domowy i po prostu nie stać nas na wyłożenie extra 50000 zł, bo z takimi kosztami trzeba się liczyć przy mastektomii z jednoczesną rekonstrukcją. Ja będę żyć, nie poddaję się i walczę, bo mam dla kogo żyć. Chcę wygrać z tą chorobą i chcę, żeby kolejne lata mojego życia nie upływały pod znakiem lęku, że choroba może jeszcze wrócić. Chcę ryzyko zmniejszyć do minimum. Wasz gest dobrej woli może mi w tym pomóc. Dziękuję!

56 064 zł z 60 000 zł
93%
Jacek Jędrzejewski, Warszawa

Zbieram środki na dalsze leczenie

Cześć, mam na imię Jacek. Jestem po operacji nowotworu prostaty. Choroba dopadła mnie dość wcześnie i była dla mnie zaskoczeniem. Operacja, którą miałem, była trudna i wiązała się z wieloma problemami, które powoli ustępują. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy wspomogli mnie w tej trudnej chwili - miałem dzięki Wam możliwość finansować leczenie. Czuję się bardzo dobrze. Rokowania na przyszłość są bardzo dobre. Jestem nadal pod ścisłą opieką lekarską i regularnie z dużą częstotliwością robię liczne badania lekarskie. Cały czas trwa moje leczenie. Koszty są mniejsze niż koszty operacji, ale nadal są mi potrzebne środki na diagnostykę czy leki. Bardzo budujące i potrzebne dla mnie było Wasze wsparcie, dzięki niemu łatwiej mi było znieść trudy choroby. Uważam, że pozytywne nastawienie ma bardzo duże znaczenie podczas leczenia, dlatego optymistycznie patrzę w przyszłość. Dziękuję raz jeszcze i serdecznie pozdrawiam.

58 337 zł z 60 000 zł
97%
Monika Banaśkiewicz, Marki

Potrzebuję czasu, żeby pokazać dzieciom świat!

Mam na imię Monika. Jestem mamą bliźniąt, Kai i Kamila. Dzieci mają 12 lat. Jeszcze do „wczoraj” cieszyłam się życiem i miałam głowę pełną marzeń i planów. W lutym 2018 zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Marzenia się skończyły, pozostało tylko jedno - dostać od losu chociaż kilka lat, aby móc uczestniczyć w najważniejszych chwilach życia swoich dzieci. Mam nadzieję, że uda mi się doczekać czasu, kiedy będą samodzielne i niezależne, będę wtedy spokojna o ich przyszłość. Czeka mnie trudne i długie leczenie, co wiąże się z dużymi wydatkami. Zebrane pieniądze przeznaczę na zagraniczne konsultacje, leki, diagnostykę i rehabilitację. Dlatego zwracam się do wszystkich Państwa z prośbą o pomoc w zebraniu środków na moje leczenie.

54 137 zł z 120 000 zł
45%
Kamila Kobylińska, PRZASNYSZ

Moje leczenie wciąż trwa.

Witam, mam na imię Kamila, mam 25 lat. Od 2014 roku choruję na chłoniaka anaplastycznego - bardzo rzadki nowotwór układu chłonnego. Pomimo choroby w zeszłym roku ukończyłam studia prawnicze, ale nie jestem w stanie podjąć pracy. Przeszłam już trzy linie leczenia oraz autotransplantację szpiku kostnego. Nie ma już dla mnie możliwych do zastosowania skutecznych terapii oferowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Aby wyzdrowieć, potrzebny jest mi nierefundowany, bardzo drogi lek, na finansowanie którego NFZ/MZ nie wyraziło zgody. Miesięczny koszt leczenia to około 30 tysięcy zł. Leczenie potrwa co najmniej kilkanaście miesięcy. Za Waszą pomoc i wsparcie z góry bardzo dziękuję. Kamila

76 146 zł z 150 000 zł
50%
Angela Kędzierska, Lubin

Prewencyjna mastektomia, konsultacje, badania, leki

18.09.2017 - ta data zapisze się na zawsze jako najgorszy dzień w moim życiu. Diagnoza lekarza - nowotwór złośliwy piersi. Całe życie stanęło mi przed oczami... Są ludzie, którzy doskonale wiedzą co się myśli i czuje w danej chwili... Olek, mój mały, kochany synek miał niespełna roczek, kiedy zaczęłam odczuwać ból w piersi i zgrubienie pod palcami. Udałam się do lekarza, zrobiłam usg, lekarz mnie zapewniał, że nie mam się, czym martwić, że nic się nie dzieje. Uspokoiłam się, ale tylko na chwilę - bo ból nie ustępował. Ponownie udałam się do lekarza. Dostałam skierowanie na mammografię, która również nie wykazywała żadnych podejrzanych zmian. To dlaczego mnie ciągle boli? Usg i mammografia nie wykazały żadnych nieprawidłowości, więc pewnie wszystko jest ok. Minęło kilka miesięcy... W tym czasie u mojego młodszego synka stwierdzono zaburzenia ze spektrum autyzmu. No i życie już do końca wywróciło mi się do góry nogami. Tak bardzo pragnęłam drugiego dziecka. Wszystko było w porządku. I nagle z dnia na dzień moje dziecko przestało jeść, mówić, traciliśmy z nim kontakt. Było ciężko, ale dzięki rehabilitacji mamy ogromną poprawę u niego. I chciałabym to móc utrzymać. Nadal bolała mnie pierś. Po raz kolejny udałam się na usg. Podczas badania lekarz powiedział, że coś mu się nie podoba... Zrobiło mi się gorąco i po raz drugi świat stanął na głowie. Mam raka, nawet nie jednego - diagnoza wykazała cztery różne złośliwe i przerzutowe nowotwory w jednej piersi. Teraz nie mam już jednej piersi i walczę o swoje życie i normalność dziecka... Od czasu diagnozy moje życie kręci się wokół lekarzy, szpitali, diagnoz, chemioterapii, radioterapii i sama już nie pamiętam czego jeszcze. Przede mną wciąż długa i wyboista droga, której końca nie widzę... Wszystko kosztuje - leki, badania, konsultacje, dojazdy - moje możliwości są już na wyczerpaniu, a jeszcze muszę myśleć o przyszłości Olka. A najbardziej boję się tego, że moi synowiemogą nie miećmamy...

10 996 zł z 19 000 zł
57%
Dariusz Grunt, starachowice

Pomóżmy Darkowi wygrać walkę z nowotworem!

Wiosną 2017 roku, po licznych badaniach i poszukiwaniach postawiono mi diagnozę: nowotwór złośliwy G2, gruczolakorak śluzowy IV stadium. Brak guza pierwotnego, bardzo liczne przerzuty 1-3 mm na otrzewnej i innych narządach. Zaproponowano mi wówczas chemioterapię paliatywną i... pół roku życia! Świat nagle się zawalił... Rozpoczęła się walka o każdy dzień życia, o każdą godzinę... Wraz z żoną poszukiwałem ratunku na stronach internetowych. Znaleźliśmy metodę chemioterapii dootrzewnowej - HIPEC, dotarliśmy do profesora, który wprowadził ją do Polski. W kwietniu 2017 roku zostałem poddany temu zabiegowi w trybie pilnym. Zabieg został wykonany komercyjnie, gdyż w ramach NFZ czas oczekiwania to 7-8 miesięcy. Z moim nowotworem nie mogę sobie pozwolić na taki długi okres. Koszty tego leczenia wraz z badaniem wycinków w Belgii to 49 000 zł. Po tym zabiegu stan mojego zdrowia uległ poprawie, markery pomału wracały do normy, co 11 dni jeździłem do szpitala na 3-dniową chemioterapię systemową. Przez kilka miesięcy było dobrze. Kolejne badania obrazowe i rosnące ponownie markery wykazały niekorzystne zmiany chorobowe. Moje "raczysko" jest bardzo rzadkim przypadkiem nowotworowym. Na dobre rozgościł się we mnie i na dodatek trudno go diagnozować... Dopiero po otwarciu brzucha widać, co się tam dzieje. W 2018 roku znów zaszła konieczność, by w trybie pilnym wykonać zabieg operacyjny: cytoredukcję połączoną z chemią dootrzewnową. Kosz takiej operacji to 32 000 zł. I jak rok temu zabieg w ramach NFZ to miesiące oczekiwań, a przy tej chorobie każdy miesiąc zwłoki to pogorszenie stanu zdrowia z wiadomym finałem. Obecnie jestem już po dwóch operacjach HIPEC oraz po dwóch leczeniach chemioterapią. Markery w lutym 2020 roku spadły do normy. Niestety od kwietnia wzrosły do takiego poziomu jak na początku leczenia. Obecnie jestem leczony chemią w tabletkach. Od 11 miesięcy markery nie spadają. Zachodzi potrzeba zmiany tabletek. W najbliższym czasie być może trzeba będzie wykonać kolejny, trzeci zabieg chirurgicznyoraz kontynuować leczenie. Obecnie w listopadzie 2023 rokuwykonałem badania w Anglii celem określenia dalszego leczenia chemią, doboru leku o największej skuteczności oraz mutacji genów nowotworowych. Jest prawdopodobne, że koszt terapii będę musiał pokryć z własnych środków, miesięcznie to ok. 12 tys. zł. Jak widać część leczenia będę musiał pokrywać z własnych środków. Nie załamuję się jednak chcę walczyć dalej, do końca... Mam tyle planów... Mam dla kogo żyć i działać społecznie. Czeka mnie długie i kosztowne leczenie. Proszę więc o pomoc, wsparcie finansowe w tej nierównej walce z "cichym zabójcą". Dzięki hojnym i często bezinteresownym Darczyńcom udało mi się w bardzo szybkim czasie uzbierać kwotę na dwie operacje, za co wszystkim bardzo serdecznie dziękuję!!! Nie spodziewałem się, że wokół mnie jest tylu przyjaciół, życzliwych i nieobojętnych na ludzką krzywdę ludzi.

56 484 zł z 80 000 zł
70%
Ewa Krawczyk, Tarnowskie Gory

Zbieram na nierefundowany lek, który jest moją szansą na życie.

Witajcie! Mam na imię Ewa, 27.11.2017 roku skończyłam 53 lata. 30 czerwca 2014 dostałam smutną wiadomość. Zdiagnozowano u mnie złośliwego raka piersi, mój świat się zawalił. Nie było już odwrotu, trzeba było usunąć całą pierś. Załamanie, płacz i obawa o życie, o to, co dalej... Operacja odbyła się 5 września 2014 roku, po miesiącu przerwy rozpoczęłam chemioterapię. Najpierw 4 czerwone, już po dwóch tygodniach wypadły wszystkie włosy, koszmar. Później otrzymałam 4 białe chemie, ale najważniejsze, że badania były w porządku. Po zakończeniu chemii zakwalifikowałam się do chemioterapii uzupełniającej tzn. przez rok 18 wlewów co trzy tygodnie. Wszystko szło w dobrym kierunku, zaczęłam lepiej sypiać, myśleć pozytywniej. Wtedy nadszedł dzień ostatniej chemii i badań kontrolnych, a za nim rozczarowanie - prześwietlenie płuc wykazało zmiany - ogniska naciekowe w kilkunastu miejscach. Myślałam, że oszaleję, to miał być początek nowego życia, a okazało się, że koszmar zaczyna się od początku. 24.06.2016 roku zaczęłam leczenie chemią, ale nie wlewami tylko w tabletkach. Kuracja co trzy tygodnie. Po kilku cyklach była znaczna poprawa, ale za jakiś czas wszystko stanęło w miejscu. Kontynuowałam leczenie do września 2017 roku. Ponieważ w tym czasie przy kolejnych badaniach TK z kontrastem stwierdzono, że oprócz nacieków, pojawiły się guzki na płucach i są one nieoperacyjne, trzeba było zacząć chemioterapię wlewami, a ponieważ mam HER-2[+3] nie mogę być leczona hormonoterapią, w związku z tym moje leczenie jest bardziej skomplikowane. Od 24.10.2017 przyjmuję chemię, lecz nie co trzy tygodnie, tylko co tydzień. Badania na dzień dzisiejszy nie wykazują żadnej poprawy, ale trzeba się cieszyć, ponieważ nie jest gorzej. Lekarze nazwali mój stan stanem uśpienia, ale nie wiadomo na jak długo i kiedy znów zaatakuje. Jest dla mnie lek - Kadcyla, lecz jest on nierefundowany i bardzo drogi, a do tego nie wiadomo jak długo musiałabym go przyjmować. Roczna kuracja to ok 150 000 zł. Mam rodzinę, dzieci, wnuki, partnera i tylko jedno życie, które im poświęciłam i chciałabym jeszcze troszkę przy nich być. Kocham ich ponad wszystko, ale nie stać ani mnie, ani moich bliskich na sfinansowanie tak drogiego leku. Dlatego też zwracam się z prośbą do ludzi dobrej woli, o dobrym sercu, którzy choć w niewielki sposób chcieliby mi pomóc. Będę wdzięczna za każdą wpłatę. Bardzo wszystkim dziękuję i serdecznie pozdrawiam. Bóg zapłać!!!

3 715 zł z 150 000 zł
2%
Dariusz Łoś, Bytom

Walczymy dalej!

Witajcie, mam na imię Darek. Moja "przygoda" z rakiem rozpoczęła się już w 2010 roku. Wtedy na wizycie kontrolnej u dermatologa niewinny pieprzyk okazał się czerniakiem. Szybka diagnoza, usunięcie zmiany nowotworowej i dalsza kontrola w Instytucie Onkologii w Gliwicach dały oddech na kolejne 7 lat. Niestety pod koniec 2017 roku, po długich i skomplikowanych badaniach wykryto we wnęce wątroby guza Klatskina, wywołanego przez kolejne ognisko czerniaka. Operacja była skomplikowana i ciężka, usunięto 2/3 wątroby z całą zmianą nowotworową. Dalszy etap to poradnia onkologiczna w Gliwicach. Tam skierowano mnie na badanie PET, które miało w 100% wykluczyć kolejne przerzuty... Niestety stało się inaczej. Badanie to ukazało kolejne 3 ogniska nowotworu w pachwinach oraz prawej kości udowej. W tym samym czasie otrzymaliśmy potwierdzenie obecności mutacji BRAF, co jeszcze bardziej skomplikowało sytuację przy doborze leczenia. Lekarz prowadzący zdecydował się na program immunologiczny, co jest bardzo dobrą informacją. Obecnie jestem po kolejnych tomografiach głowy, klatki piersiowej i jamy brzusznej, co ma na celu przygotowanie mnie do podania pierwszej dawki leku immunologicznego, która nastąpi 12 marca... O postępach w leczeniu będziemy starać się informować każdego zainteresowanego. Razem z żoną i 3 dzieci nie tracimy nadziei na lepsze jutro. Dziękujemy za wszelkie wsparcie, napływające ze strony rodziny, przyjaciół i znajomych. Zbiórka związana jest z dojazdami do szpitala, ewentualnymi konsultacjami, rehabilitacją. --- Kochani, jesteśmy bardzo wdzięczni za wszystkie wpłaty. Nasz cel został osiągnięty, ale nasza walka trwa dalej. Szczęśliwie jest stabilnie, leczenie trwa i będzie trwało. Co miesiąc wizyta w Gliwicach, gdzie poddawany jestem immunoterapii. Co trzy miesiące kontrolne badanie TK, czy aby na pewno wszystko w porządku. Mój organizm dobrze znosi tę metodę leczenia. Niestety po tak rozległej operacji zrobiła mi się duża przepuklina brzuszna. Muszę korzystać z pasa ściągającego i czynnie się rehabilitować. Koszty, które ponosimy, związane są właśnie głównie z rehabilitacją i dojazdami do placówek medycznych. Dzięki Waszym wpłatom i wpływom z 1% podatku mogę się rehabilitować trzy razu w tygodniu i korzystać z udogodnień rehabilitacyjnych, które są mi niezbędne. Nie jestem w stanie opisać mojej wdzięczności. Staram się oddać to dobro innym. Bardzo dziękuję.

24 763 zł z 50 000 zł
49%
Juliusz Czupak, Lubin

Juliusz potrzebuje pieniędzy na drogie leczenie glejaka.

W lutym 2017 trafiłem do szpitala z powodu cukrzycy. Wykonano tomograf komputerowy głowy i rozpoznano guza. Pobrany został materiał do badania histopatologicznego. Po trzech tygodniach przyszedł wynik - GLEJAK III stopnia. Był to dla mnie szok. Nie miałem żadnych objawów wskazujących na jakiegoś guza w mojej głowie. Niestety nie jest on operacyjny metodą konwencjonalną, nie kwalifikuję się na nóż gamma, ani na terapię NanoTherm. Jedyne moje szczęście w tym całym nieszczęściu to moja rodzina - moi rodzice i dwie siostry, którzy mnie wspierają i pomagają mi. Jest nam bardzo ciężko, gdyż mój tato także jest chory - jest po udarze. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale żyję. Lekarze dawali mi najwyżej trzy miesiące, a ja żyję już tyle lat od diagnozy. Moja nadzieja leży w terapii immunologicznej, którą wykonują w Kolonii w Niemczech i kosztuje około 60 tys. euro. Z całego serca proszę o wsparcie, ponieważ każda złotówka jest ważna. Mam taką cichą nadzieję, że z pomocą Boską wszystko skończy się dobrze. Z góry serdecznie dziękuję.

10 304 zł z 252 000 zł
4%
Marek Sztabnicki, Biały Bór

Zbieram na leczenie podtrzymujące po przeszczepie.

Dnia 11.09.2017 r. wynik histopatologiczny jednoznacznie stwierdził, że jestem chory na chłoniaka z komórek płaszcza C83. Jestem teraz po szóstym cyklu chemioterapii, leczę się w Koszalinie. Byłem już na konsultacjach w klinice onkologicznej w Gliwicach, gdzie po zapoznaniu się z moją dokumentacją medyczną wstępnie zakwalifikowano mnie do przeszczepu komórek macierzystych. Moja żona musiała zrezygnować z pracy, by zaopiekować się mną, ja natomiast jestem bez dochodu, ponieważ przekroczyłem 182 dni zasiłku chorobowego. Składałem dokumenty do ZUS na rentę w grudniu 2017 r. Do dziś bez odpowiedzi ze strony ubezpieczyciela! Ponieważ okresy składkowe w Polsce są niewystarczające, urząd zwrócił się do instytucji zagranicznych o potwierdzenie okresów składkowych, gdyż za granicą również pracowałem. Byłem kiedyś sportowcem wyczynowym, uprawiałem kajakarstwo, przywoziłem medale z mistrzostw Polski. Zawsze sobie radziłem! Najprościej teraz byłoby odejść, ale uważam, że to by było tchórzostwo.

61 748 zł z 80 000 zł
77%
Adrianna Piekarska, Koluszki

Leczenie i rehabilitacja po przeszczepie szpiku

Moje życie diametralnie się zmieniło, kiedy dnia 24.09.2014 r. zdiagnozowano u mnie ostrą białaczkę limfoblastyczną. Przeszłam pół roku leczenia chemioterapią oraz naświetlań całego ciała. 16.04.2015 r. miałam przeszczep szpiku. Często jeżdżę na kontrolę do Wrocławia, gdzie pół roku temu zdiagnozowano u mnie GVHD, czyli chorobę tzw. przeszczep przeciwko gospodarzowi, która w moim przypadku zaatakowała skórę i spowodowała jej twardnienie. Leczenie rozpoczęło się sterydoterapią, a teraz mam zabiegi fotoferez, czyli pozaustrojowe naświetlanie krwi. Leczenie jest długotrwałe i kosztowne. Efekty leczenia niestety nie dają o sobie zapomnieć. Po sterydoterapii wystąpiły problemy stawowe, na chwilę obecną jestem po trzech operacjach bioder, w wyniku których mam dwie endoprotezy. Do tego dołączyła ostra alergia oddechowa oraz astma. Wizyty lekarskie oraz potrzebne leki są w obecnych czasach bardzo kosztowne. Proszę o wsparcie.

20 625 zł z 100 000 zł
20%