Zbiórki

Jolanta Adelhardt, Siepraw

Walka ze szpiczakiem

Nazywam się Jolanta Adelhardt i mam 48 lat. W zeszłym roku we wrześniu zdiagnozowano u mnie szpiczaka plazmocytowego. Zanim do tego doszło, z osoby całkiem sprawnej stałam się niewstającym z łóżka kłębkiem bólu. Zaczęło się od pierwszego upadku i utraty przytomności. Karetka zabrała mnie do szpitala, w którym wykonano tomografię głowy i ze skierowaniem do ortopedy wypuszczono. I znowu dom, łóżko, ból i czekanie. Po dwóch tygodniach wizyt u prywatnych specjalistów trafiłam na oddział reumatologii, gdzie mnie zdiagnozowano i gdzie spędziłam miesiąc czasu. Szpiczak to nowotwór złośliwy krwi, choroba, która powoduje uszkodzenie kości i tak też było w moim przypadku. Tomograf wykazał zmiany w niemalże całym kośćcu (żebra, mostek, miednica), ale przede wszystkim doprowadziła do złamania trzech kręgów L3, L4, L5. Szpital opuściłam na wózku. Z pomocą przyszli przyjaciele i już na drugi dzień byłam w klinice w Bielsku pod opieką świetnego neurochirurga, który wykonał zabieg cementowania uszkodzonych kręgów i postawił mnie na nogi. Należę do osób, które nigdy się nie poddają i gdy minął pierwszy szok, w parę dni przebrnęłam przez wszystkie możliwe publikacje i materiały medyczne. Szpiczak jest chorobą nawrotową, więc dobre rozpoczęcie leczenia to dłuższe remisje i lepsze rokowanie. Niestety Polska pozostaje jeszcze w tej kwestii w tyle, w porównaniu do europejskich standardów. Dzięki ogromnym staraniom ze strony mojej rodziny od października ubiegłego roku przebywam w Niemczech. Znajomość języka niemieckiego oraz przejście przez trudne procedury otworzyły mi drogę do wzięcia udziału w badaniach klinicznych nowoczesnej terapii. Sponsor badania firma Janssen-Cilag International n.v finansuje leki i opiekę medyczną, jednak nie pokrywają kosztów procedury pobrania, zamrożenia i przechowywania komórek macierzystych, które przy nawrocie choroby uratują mi życie. Procedury te przekraczają możliwości finansowe moje i mojej rodziny. Wierzę, że z Waszą pomocą uda mi się zawalczyć o najlepsze dostępne leczenie. Dziękuję!

23 894 zł z 75 000 zł
31%
Małgorzata Sobiechowska, Wąbrzeźno

Leczenie Małgorzaty Sobiechowskiej

Mam na imię Gosia, mam 57 lat, dwójkę dorosłych dzieci. Przed chorobą prowadziłam normalne życie. Byłam osobą aktywną, pracowitą, nigdy poważnie nie chorowałam. Moje dzieci (córkę i syna) wychowaliśmy wraz z mężem na dobrych i uczciwych ludzi. Cieszyliśmy się, że niedługo będziemy na emeryturze wieść razem szczęśliwe i spokojne życie. Banalne objawy mojej choroby okazały się informacją druzgocącą: nowotwór gruczołowo-torbielowaty nosogardła, złośliwy, bardzo rzadki, uniemożliwiający normalne oddychanie. To było w grudniu 2019 roku. Przeszłam operację, radioterapię uzupełniającą i wydawało mi się, że udało się chorobę pokonać. Po dwóch latach znowu złe wieści... Przerzuty do płuc i wątroby. Rozpoczęłam chemioterapię, bardzo źle ją znosiłam, a i tak raka nie pokonałam, jedynie trochę go zatrzymałam. Mój lekarz powiedział mi wtedy o immunoterapii. Co prawda nie jest refundowana dla mojego typu raka, ale może pomóc. W tej chwili to moja jedyna nadzieja. Przyjmuję lek: Nivolumab. Miesięczny koszt podawania leku to ponad 18 tys. złotych. Do tej pory korzystałam ze środków własnych i z pomocy rodziny, ale koszty są tak duże, że moje możliwości są na wyczerpaniu. Możliwe, że nie stać mnie będzie na zakup leku, a wtedy... Boję się śmierci, bólu, tego, że zostawię rodzinę. Siły do walki z chorobą daje mi głęboka wiara i modlitwa. Liczę na Waszą pomoc, chciałabym dalej żyć!

97 959 zł z 150 000 zł
65%
Dagmara Krawczyk, Kielce

Największym moim marzeniem jest teraz słyszeć tak po prostu otaczający świat, muzykę i śpiew ptaków...

Mam na imię Dagmara i mam 35 lat. Moja mama zawsze powtarzała, że to najpiękniejszy czas w życiu, niestety moja radość zżycia zatrzymała się 8.11.2019. W październiku 2019 roku po intensywnym, stresującym czasie w pracy miałam nadzieję na odpoczynek, jednak zaczęło mi dokuczać przeziębienie i ból gardła. Po wybraniu dwóch antybiotyków ból nie ustępował. Zlecono mi badania krwi, żeby ustalić przyczynę złego samopoczucia. Usłyszałam diagnozę... ostra białaczka szpikowa. Nie mogłam uwierzyć... Ja? Zdrowa, młoda, uprawiająca sport dziewczyna, której w końcu wydawało się, że zaczyna układać się w życiu... To tylko przecież ból gardła. Cała moja rodzina, jak i ja nie mogliśmy uwierzyć w te słowa, jednak diagnoza nie pozostawiała złudzeń i trzeba było działać wyjątkowo szybko. 20 listopada 2019 roku rozpoczęłam pierwszą dawkę chemioterapii w Ośrodku Leczenia Białaczek Szpitala Onkologicznego w Kielcach. Ja, osoba bardzo towarzyska, zostałam zamknięta na oddziale, do którego nawet rodzina nie ma dostępu, co było bardzo ciężkie psychicznie do zniesienia. Na szczęście udało się uzyskać prawie całkowitą remisję. Z radością miałam nadzieję że to już koniec, jednak niestety walka z tą chorobą nie jest tak łatwa. Zlecono kolejną dawkę chemioterapii podtrzymującej, następnie czeka mnie trzecia chemioterapia przed przeszczepem i przeszczep komórek macierzystych w Ośrodku Przeszczepowym w Katowicach. Leczenie tej choroby wiąże się też niestety z dużymi kosztami, z których do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy: badania diagnostyczne, jedzenie hermetyczne, leki poprzeszczepowe, dojazdy na konsultacje i przystosowanie całego mieszkania do warunków osoby, która ma tak naprawdę zerową odporność. Bardzo proszę o pomoc i wsparcie w tej walce, bo choć diagnoza mnie poraziła i nadal nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, to bardzo chcę wrócić do normalnego życia i zdrowia. Staram się być pełna pozytywnych myśli, jednak wiem że przede mną jeszcze długa walka, więc będę bardzo wdzięczna za udzielone wsparcie.

47 489 zł z 100 000 zł
47%
Krystyna Klarzyńska, Polkowice

Potrzebuję środków na sprzęt rehabilitacyjny, leki

W 2008 r. odkryto u mnie nowotwór złośliwy - rak piersi (amputacja), po czym nastąpił niedowład spastyczny znacznego odcinka kończyn dolnych. W 2020 r. zdiagnozowano raka pęcherza moczowego. Do tego zmiany o charakterze demielinizacyjnym w odcinku szyjnym i piersiowym rdzenia kręgowego, niedowład spastyczny kończyn dolnych oraz zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa w odcinku szyjnym, piersiowym i L-S z wielopoziomową dyskopatią. Byłam osobą samodzielną, szczęśliwą, radosną i ciężko pracującą. Choroba spowodowała moją zależność od osób trzecich, z czym ciężko mi żyć. Odjęcie sprawności nóg i rąk, brak możliwości poruszania się i do tego silne bóle bardzo mi doskwierają. Od 2010 r., od kiedy nastąpiły objawy, neurolodzy, ortopedzi, traumatolodzy narządu ruchu ani specjaliści chorób wewnętrznych i rehabilitacji nie byli w stanie zdiagnozować mojej choroby co do narządów ruchu (nóg i rąk). Proszę o wsparcie finansowe, aby pokryć koszty leków, rehabilitacji oraz dostosowania domu do mojej niepełnosprawności.

47 214 zł z 99 999 zł
47%
Joanna Buszyńska, Poznań

Wsparcie w pokonaniu raka piersi

Mam na imię Asia, mam 34 lata, dwóch cudownych synków i do stycznia 2023 moje życie układało się szczęśliwie i harmonijnie. Podczas rutynowego nadania USG dowiedziałam się, że mam nowotwór złośliwy lewej piersi. Biopsja potwierdziła przypuszczenia, a dalsza diagnostyka przyniosła złe wiadomości: agresywny nowotwór HER2+++, przerzuty do węzłów chłonnych i wątroby, wiele zmian w piersi. Mimo tego, że choroba zdążyła mocno się rozwinąć, ciągle mam szansę na wyzdrowienie. Niestety terapie i konsultacje u specjalistów wiążą się z dużymi kosztami. Potrzebuję Waszego wsparcia w zbiórce środków na leczenie wspomagające, rekonstrukcję piersi i rehabilitację. Z całego serca dziękuję! <3 <3 <3

27 049 zł z 80 000 zł
33%
Magdalena Hayder, Warszawa

Zbiórka na leczenie onkologiczne i rehabilitację

Mam 43 lata i wspaniałą, jedenastoletnią córkę Polę, oraz nowotwór złośliwy piersi, stopień złośliwości – G3. Od razu zdecydowałam się na wszystko. Mam za sobą 16 sesji chemii, wkrótce czeka mnie operacja. Potem radioterapia. Wreszcie pięć do dziesięciu lat leczenia hormonalnego. Na razie medycyna potrafi tyle. To nie pierwsza operacja. Minęły raptem cztery lata od czasu, gdy przeszłam ryzykowną operację kręgosłupa. Dwa lata temu kolejną. Potem rok intensywnej rehabilitacji i mogłam wrócić do pracy. Miałam plany jak wszyscy. Więcej podróżować, więcej się śmiać, więcej zarabiać, może wreszcie znaleźć chłopaka. Talent Poli – jest flecistką, śpiewa w Chórze Teatru Wielkiego Opery Narodowej – pozwolił jej na pierwsze poważne międzynarodowe sukcesy. Wszystko szło jak marzenie. No i nagle to. „Rak” – usłyszałam. Musiałam wybrać – albo chemia, albo zajęcia rehabilitacyjne kręgosłupa. W trakcie chemioterapii nie mogłam kontynuować rehabilitacji kręgosłupa i musiałam zastukać do Poradni Leczenia Bólu Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie – cierpię na polineuropatię. No i na razie po mojej zawodowej karierze. Byłam świetną zawodniczką public relations – długie blond włosy, błysk w oku, nieszablonowe rozwiązania, podróże, ambicje… Kolejne studia podyplomowe – odnalazłam się także na nowym polu zawodowym, w szkole. Teraz nie mam włosów, za to czasem prawdziwy lęk, że świat widzi we mnie tylko pacjentkę, ale to tylko chwile. Potem przemywam oczy i idę walczyć. Leczenie, rehabilitacje generują też koszty. Zapewnienie opieki, dojazdy na leczenie, leki, suplementy, dieta, rehabilitacja, wyroby medyczne, badania i wizyty u specjalistów. Dla samodzielnej matki to już ponad siły. Kiedyś Pola zapytała, jakie jest moje hobby. Odpowiedziałam, że bycie mamą. To nie była kokieteria. Uwielbiam być mamą. Chcę patrzeć, jak dorasta moje dziecko i przeżyć te wszystkie cudowne chwile. Pokazać jej świat. Właśnie zaczęłyśmy go poznawać razem, Pola od najmłodszych lat sprawdza się jako najlepsza kompanka. Nasze hasło to: „zawsze razem”! Teraz motywuje mnie potrzeba odczarowania raka w oczach Poli, tak żeby nigdy nie musiała się go bać. Kocham życie. Jestem wdzięczna za wszystko, co mam. Wierzę, że dobro zawsze wraca. Można odliczyć 1,5% przy rozliczaniu się od podatku, na moje konto. Należy wówczas podać w zeznaniu podatkowym KRS Fundacji Alivia: 0000358654 oraz w celu szczegółowym koniecznie numer mojej zbiórki: 111769. Darowizny na rzecz mojego leczenia można przekazywać także za pomocą płatności on-line, karty płatniczej, Blik, PayPal lub tradycyjnego przelewu - aby dokonać wpłaty, kliknij powyżej na przycisk "Przekaż darowiznę".

46 742 zł z 100 000 zł
46%
Małgorzata Bieńko, Piaseczno

Potrzebna pomoc w leczeniu guza mózgu!

Wiadomość przyszła nagle, jak grom z jasnego nieba. Wynik TM - guz mózgu. Strach i myśl, co będzie dalej... Kolejne badanie (MR). Dalej operacja. Co po operacji? Dalej strach. Kolejny wynik - histopatologiczny. Diagnoza - nowotwór złośliwy, medulloblastoma. Znowu strach. Co dalej? Leczenie? Jakie? Dużo lęku i niepewności jak na jednego człowieka w tak krótkim czasie. Cel najbliższy to diagnostyka i leczenie.

95 946 zł z 150 000 zł
63%
Teresa Gruza, Warszawa

Teresa prosi o pomoc w zebraniu środków na leczenie.

Mam na imię Teresa. Mam 53 lata. Jestem pielęgniarką. Bardzo lubię moją pracę. Zawsze wykonywałam ją z wielkim zamiłowaniem. Od kilku lat oprócz podstawowego etatu w szpitalu pracowałam również dodatkowo z myślą o godnej emeryturze na starość. Niestety pod koniec 2016 roku okazało się, że mój organizm zaczął się buntować. Byłam coraz bardziej zmęczona i to nie tylko z powodu nadmiernej pracy. W grudniu 2016 wykryto u mnie złośliwy rodzaj nowotworu - raka zrazikowego piersi. W styczniu 2017 przeprowadzono operację oszczędzającą. Następnie w lutym 2017 doszczętnie usunięto węzły chłonne, ponieważ był przerzut do węzła. Progresja nastąpiła w szybkim tempie. W maju 2017 wykonano mastektomię. Zastosowane na początku leczenie hormonalne przerwano, gdyż po mastektomii okazało się, że to typ raka potrójnie ujemnego. Wykonana w czerwcu scyntygrafia wykazała zmiany osteolityczne w kośćcu (przerzuty do kości). Obecnie jestem w trakcie chemioterapii. Mieszkam z córką. Do tej pory dawałyśmy sobie radę z opłatami za dodatkowe wizyty prywatne i badania kontrolne. Chciałabym bardzo wrócić do pracy, ale w pierwszej kolejności należałoby zahamować rozwój choroby w kośćcu. W tym celu chciałabym poddać się terapii leczenia radem, która nie jest refundowana przez NFZ. Koszt takiego leczenia to 17 600 zł na miesiąc. Potrzebnych jest 6 kursów czyli ok. 110 000 zł. Ogromnym wsparciem są dla mnie moje córki, które są dla mnie całym życiem. Chciałabym zobaczyć jak radzą sobie w dorosłym życiu i poznać swoje wnuki. Bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam, Teresa.

55 552 zł z 110 000 zł
50%
Iwona Sokołowska, Wałcz

Miała niecałe 18 lat, kiedy zachorowała na mięsaka. Zbiera na protezę nogi.

Nazywam się Iwona Sokołowska. Dzień przed moimi osiemnastymi urodzinami, czyli 1 grudnia 2000 roku dowiedziałam się o mojej chorobie tj. nowotworze złośliwym tkanek miękkich, mięsakiem o nazwie sarcoma synoviale, który umiejscowiony był w mojej prawej stopie od dobrych kilku miesięcy. Po diagnozie był płacz, pytania "dlaczego ja, dlaczego teraz", itp. Dzielnie znosiłam chemioterapię oraz kilka nieradykalnych operacji/prób usunięcia guza. W międzyczasie zdałam maturę, rozpoczęłam studia i leczyłam się. Po ponad rocznym leczeniu onkologicznym w Poznaniu trafiłam do Centrum Onkologii w Warszawie. Pan profesor Ruka zastosował u mnie leczenie radioterapią, następnie zoperował mnie i otrzymałam kolejne kursy chemioterapii. Z płaczem goliłam głowę, gdy po raz czwarty odrośnięty „jeżyk” na głowie zaczął wypadać. Nie poddawałam się, nadal byłam silna i dzielnie walczyłam z nowotworem. Pomagał mi w tym chłopak, z którym zaczęłam spotykać się 2 m-ce przed wykryciem nowotworu oraz rodzice. W marcu 2002 roku zakończono leczenie. Miesiąc później (nie wiem jak to możliwe) zaszłam w ciążę i w styczniu 2003 roku urodziłam śliczną i zdrową córeczkę. Mój organizm się regenerował, ja systematycznie jeździłam 400 km na kontrole do Centrum Onkologii w stolicy. Życie toczyło się dalej, jednak okazało się, że mój organizm jest słaby i nie licząc operacji chorej stopy przez kolejnych 10 lat przeszłam ok. 10 zabiegów/operacji typu: usunięcie woreczka żółciowego, operacje przykurczu Dupuytrena, koagulacja ognisk endometriozy itp. W 2008 roku okazało się również, iż wskutek przebytych chemioterapii mam uszkodzone kanaliki nerkowe. Mimo tych wszystkich chorób i operacji cieszyłam się życiem, wspólnie z mężem wychowywaliśmy córeczkę i bardzo pragnęliśmy powiększyć naszą rodzinę. W związku z powyższym, 14 sierpnia 2012 roku urodziłam pięknego i jak się wtedy wydawało zdrowego synka (po dwóch latach zdiagnozowano u niego autyzm). Wychodząc z maleństwem ze szpitala pomyślałam, że teraz naprawdę jestem szczęśliwa. Niestety, moje szczęście nie trwało długo. Dwa miesiące po porodzie, na mojej kilkukrotnie operowanej stopie wyczułam kilkumilimetrowe zgrubienie. Pomyślałam: nie, to nie może być prawda, to nie może być kolejna wznowa – przecież nie po to urodziłam dziecko, by znowu zachorować i nie móc uczestniczyć w jego wychowywaniu... A jednak, po 11 latach od operacji i 10,5 roku po zakończeniu leczenia, mięsak ponownie był w mojej stopie. Zamknęłam się w sobie, załamałam, przez dwa dni nie wychodziłam z łóżka tylko płakałam. Na szczęście mąż wyciągnął mnie z tego, wytłumaczył, że tak nie można, że muszę walczyć i się nie poddawać jak dawniej; że muszę to zrobić dla niego, dla dzieci; że przecież za kilka lat muszę żyć, gdy synek w przedszkolu będzie mówił wierszyk z okazji Dnia Mamy, bo nikt nie zastąpi im mnie – mamy i żony... 5 listopada 2012 roku pojechałam więc z mężem do Centrum Onkologii w Warszawie i profesor Rutkowski potwierdził moją diagnozę. Zostawiłam wynik tomografii komputerowej, zrobiłam RTG klatki piersiowej i czekałam na wyrok... Po dwóch dniach otrzymałam telefon z wiadomością, której nigdy nie chciałam usłyszeć: „Dzień dobry Pani Iwono, jest wynik RTG klatki – przerzutów nie ma, ale niestety po skonsultowaniu się z lekarzami stwierdziliśmy, iż jedyną metodą leczenia Pani jest amputacja, amputacja w podudziu"... Telefon odebrałam niczego nieświadoma, trzymając dziecko na rękach i zamarłam. To była najgorsza wiadomość, jaką w moim trzydziestoletnim życiu usłyszałam. Był to kolejny cios, którego następstwem była ogromna rozpacz, bezsilność... Postanowiłam walczyć i żyć. Nieważne czy z nogą, czy bez niej, ale żyć. 6 grudnia 2012 roku mąż dostarczył mnie do CO, a następnego dnia amputowano mi nogę. Nie załamałam się, nie płakałam z tego powodu. Uczyłam się chodzić o kulach, bandażować kikut, pokonywać wiele przeszkód architektonicznych typu schody. Zewsząd słyszę, że jestem dzielna, że walczę i się nie poddaję, że potrafię się uśmiechać i w miarę możliwości uczestniczę w wychowywaniu moich dzieci. Nie uważam, że jestem jakaś wyjątkowa. Ja po prostu cieszę się, że żyję, że mogę przytulać i całować moje dzieci, że mogę uczestniczyć w życiu rodzinnym, wytłumaczyć córce niezrozumiałe zadania z matematyki, czuć, że mąż mnie nadal mocno kocha (może nawet mocniej...) Aktualnie jestem po kolejnej, już trzeciej operacji kikuta (stan zapalny kości). Z całego serca pragnę, by Państwo pomogli mi uzyskać środki na protezę (którą trzeba wymieniać co kilka lat, a niektóre elementy kilka razy w roku) i co za tym idzie, pomogli mi wrócić do normalności. Kocham życie mimo wielu kłód rzucanych mi pod nogi. Chciałabym być sprawna, by móc aktywnie uczestniczyć w życiu rodzinnym, podążać za synkiem. Za wszelkie wsparcie będę ogromnie wdzięczna. Iwona

4 041 zł z 60 000 zł
6%
Agnieszka Ziębicka, Wrocław

Proszę o pomoc

Mam na imięAgnieszka. Rok temu na nowotwór jajnika zmarła moja córka. Teraz ja usłyszałam taką samą diagnozę. Postanowiłam walczyć o siebie, wychować dwóch synów. Niestety nie jest to takie proste, jeżeli się nie ma oszczędności. Potrzebuję środków na terapię medyczną marihuaną, którą mi zaproponowano oprócz głównego leczenia. Co miesiąc mam wypisywane recepty - są bardzo kosztowne. Do tego dochodzą koszty innych leków, badań, konsultacji i dojazdów do ośrodka leczenia. To wszystko bardzo mnie obciąża psychicznie. Sama nie dam sobie z tym rady, dlatego bardzo proszę o wsparcie finansowe. Jeśli możesz mi pomóc, weź udział w zorganizowanej dla mnie zbiórce.

1 807 zł z 60 000 zł
3%
Andrzej Kobierski, Baborów

Zbiórka dla Andrzeja

Od ponad 20 lat choruję na raka jasnokomórkowego nerki z przerzutami. W 2001 r. usunięto mi lewą nerkę. W 2008 r. nastąpiły przerzuty do płuc, w 2013 r. do drugiej nerki. W 2020 r. miałem przeprowadzony zabieg usunięcia guza w prawej nerce. Podczas operacji nastąpiły komplikacje, w wyniku czego nerka została mi usunięta. Od 2020 r. jestem dializowany. W 2021 r. nastąpił nawrót. Mam przerzuty w mięśniach, otrzewnej, tkance podskórnej. Lek, który mi pomaga, kosztuje 12 tys. zł za wlew. Musi być podawany co 3 tygodnie. Mam 5 kochających wnuczek, którymi chciałbym się jeszcze nacieszyć. Będę bardzo wdzięczny za każdą otrzymaną pomoc.

41 495 zł z 100 000 zł
41%
Anetta Polak, Mikołów

Zbiórka na operację i rehabilitację

Mam na imię Anetta, 49 lat i kochającą oraz wspierającą mnie rodzinę. W styczniu tego roku otrzymałam diagnozę: zrazikowy nowotwór piersi, potrójnie ujemny, bardzo agresywny. Możliwości leczenia są raczej ograniczone, tzn. chemioterapia, operacja i ewentualnie radioterapia i chemia uzupełniająca. Od lutego rozpoczęłam chemioterapię, aby zmniejszyć guz i zapobiec rozprzestrzenieniu się komórek nowotworowych. W maju dowiedziałam się o możliwości zastosowania nierefundowanej przez NFZ immunoterapii lekiem pembrolizumab. Wtedy zaczął liczyć się czas, ponieważ operacja planowana była na sierpień, a lek należało podać w minimum dwóch dawkach w trakcie chemioterapii przed operacją, a najlepiej żeby były cztery dawki. Moja wspaniała rodzina zebrała pieniądze na dwie pierwsze dawki, przed podaniem trzeciej, kiedy martwiłam się o sfinansowanie leku, okazało się, że od lipca 2023 r. pembrolizumab będzie już refundowany. Wtedy kamien spadł mi z serca! Niestety w badaniach genetycznych za to okazało się, że mam mutację genu BARD1, rzadko występującą ale zwiększającą ryzyko powstania nowotworu w drugiej piersi. Po zakończonej chemioterapiimiałam przed operacją wykonane usg i rezonans mgnetyczny piersi. W USG było czysto, w rezonansie pojawiła się świecąca zmiana, która została zakwalifikowana: do obesrwacji. Niestety nie można wykonać biopsji, ponieważ zmiana ta jest niewidoczna w badaniu USG. W sierpniu miałam wykonaną mastektomię z jednoczesną rekonstrukcją. Obecnie przyjmuję dalej immunoterapię, którą mam zaplanowaną do marca 2024 roku. Chirurg zaproponował mi wykonaie profilaktycznej mastektomii z rekonstrukcją drugiej piersi po zakończeniu immunoterapii czyli w kwietniu 2024 r. Zabieg ten nie jest refundowany przez NFZ, ponieważ moja mutacja genu, jak wcześniej wspominałam, rzadko występuje i w profilaktyce na chwilę obecną nie jest brana pod uwagę. Niestety ryzyko nawrotu choroby nowotworowej przy mutacji genów jest duże, dlatego postanowiłam wykonać profilaktyczną mastektomię. W związku z powyższym zdecydowałam się prosić o wsparcie finansowe. Zebraną kwotę planuję przeznaczyć przede wszystkim na operację i rehabilitację oraz dalszą diagnostykę i konsultacje u specjalistów. Bedę wdzięczna za każdą okazaną pomoc.

900 zł z 60 000 zł
1%